wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 56

Nie musiałam wiele czekać, ale to nawet lepiej, bo zimno na dworze jak nigdy.

__________________


Wsiadłam do środka jak najszybciej i pokazałam adres taksówkarzowi. Powiedział że z tego miejsca, w którym się znajdujemy, jest to trochę daleko, ale przecież pieniądze nie grają największej roli. Powiedziałam tylko, że mam problemy z jazdą samochodem, i spytałam, czy mogę otworzyć okno, kiedy zrobi mi się niedobrze. Zgodził się, więc nie obawiałam się dalej o podróż, bo wiem, że ze świeżym powietrzem nie będzie tak źle.
Chwyciłam za telefon i napisałam sms'a, którego zaadresowałam do idioty, że się tak będę wyrażać. Nie wiem jak ma na imię, a nawet jeśli bym znała, to i tak nazywałabym go idiotą. " Nie rób już nic Justinowi. Proszę. Jadę pod adres."  Napisałam potem jeszcze dwa, w których na serio proszę go o spokój, ale nie chciałam pisać ich więcej, bo zaraz zbierało mi się na płacz. Czuję się tak okropnie!!  Chcę być już na miejscu i chcę, żeby wypuścił chłopaka od razu kiedy mnie zobaczy. Nie wypełniłam jego misji, i mam nadzieję, że nie pogniewa się za to. Broń nie potrzebna mi po to, by po prostu od razu strzelać do tego debila ( choć byłoby naprawdę fajnie, gdybym tak zrobiła ), tylko kiedy nie dotrzyma obietnicy związanej z Justinem, od razu będę nas bronić. Justin będzie zaskoczony bronią, a ja wyjdę na bohaterkę sytuacji. W końcu to ja nabroiłam, i ja muszę wszystko naprawić.
No wiec podjechaliśmy pod ukazany adres, a tam znów ponuro i osobno stojący dom, w którym mieszkała starsza pani. Czułam że facet znów mnie obserwuje, więc wystarczyło chwilę poczekać po czym wyszedł zza uliczki, rozglądając się czy nikt nas nie widzi.
- Spokojnie, nie zniszczysz sobie reputacji. - powiedziałam z sarkazmem, kiedy był już dość blisko.
- Mało śmieszne - podszedł do mnie całkiem blisko, a potem powiedział, że musimy zaczekać, i jego wspólnik zaraz tu będzie. Wspólnik? Jezu. Po kilku minutach faktycznie podjechało jakieś auto. Moje serce szalało, kiedy miałam jasność, że zobaczę Justina, ale z drugiej strony, facet zaraz kapnie się, że nie zrobiłam tego co mi kazał. Już boję się jego reakcji. Usiadłam spokojnie na fotelu który mi wyznaczył i usiadł koło mnie. Chwycił telefon i jak strzelam - wszedł na internet.
- Żadnej plotki. Żadnej informacji o tym, że nienawidzisz swojego Justinka... - spojrzał na mnie wrogo. Nie wiedziałam co powiedzieć, poza tym i tak nie dałabym rady nic zrobić, ponieważ uderzył mnie w twarz z całej siły. - Suka. - powiedział ciszej przygniatając mój nadgarstek do szyby. Robiło mi się niedobrze od jazdy, poza tym nie mogłam się skupić, bo bolała mnie twarz.
- Muszę otworzyć okno - wyszeptałam ze strachem
- Nic nie musisz idiotko.
- W takim razie będziesz musiał po mnie sprzątać - chwyciłam się za żołądek.
- Masz wodę - Chwycił jakieś picie, po czym cofnął rękę i wziął celowo inne. Nie wiem po co, ale ważne że dał mi pić.WOW!. Wzięłam kilka łyków, po czym oddałam w pół pustą butelkę a on wręcz wyrwał ją z moich rąk. Nie wiedziałam jak mu powiedzieć, że powoli zachciewa mi się spać. Nie dziwię się.. nie spałam którąś noc z kolei, ciągle się denerwuję i nie mogę skupić, do tego jestem obita. Nie musiałam chyba nic mówić, bo nie wiem kiedy, po prostu zasnęłam.


***Oczami Justina***


Od kiedy facet przyszedł do domu, strasznie zaczęliśmy się przepychać. Biegałem dość szybko, próbując mu uciec, ale tuż za nim zjawił się ten drugi, co przedtem kierował autem. Zaczął za mną biegać, a kiedy mnie dogonił, zaczął kopać. Upadłem na ziemię, ale nic sobie z tego nie robił, i dalej mnie pokładał. Próbowałem strącić go z nóg, ale dołączył do niego Mike. Wtedy to już nie miałem szans. Ocknąłem się i rozejrzałem dookoła. Czułem, jak moja głowa niemal wyeksploduje, ale bardziej ciekawił mnie fakt, dlaczego siedzę na krześle, przed drzwiami, strasznie przypięty, zaklejony i zawiązany. Nie mogłem ruszyć prawie niczym, ale miałem lekkie czucie w szyi. Tak. Mogłem ruszać tylko głową, ale w bardzo małym stopniu. Kiedy ujrzałem pistolet skierowany w moją stronę, zacząłem szybko się ruszać. Przestraszyłem się i nie wiedziałem kompletnie o co chodzi.
- Test drugi. - wyszedł zza ściany ten idiota. - Sprawdzimy jak bardzo kocha cię twoja księżniczka - fuj, okropnie to brzmi, kiedy on to wymawia. - Jeśli otworzy te drzwi, wtedy zwolni się sznurek, a spust broni się naciśnie. Zgadnij kto będzie miał ubaw, kiedy pistolet wystrzeli prosto w twoją głowę, co? - Dodał. Zacząłem jeszcze bardziej się ruszać z nadzieją, że kiedy on zniknie, to ja dam radę się od tego uwolnić.
- To nic nie da idioto. Teraz musisz tylko jej zaufać - zaczął się śmiać tak wrednie jak zwykle, obżerając się batonikiem. Miał rację. Jestem zdany tylko na Rose. Nie wiem gdzie teraz jest, ale z tego wynika, że facet nakierował ją tutaj i niedługo przyjdzie. Boję się, że otworzy drzwi. Na pewno otworzy, no bo co, ma wejść oknem? Chyba każdy głupi pierwsze co, to pcha się do drzwi. Boję się strasznie. Mam wrażenie, że zaraz oszaleję i zacznę odliczać sekundy. Facet odłożył papierek na stół w drugiej części pokoju i otworzył okno. Dodał potem " nie zmarznij " i wyszedł.
Naprawdę było zimno. Brałem oddech po oddechu próbując nadal się odwiązać. Taśma na ustach sprawiła, że nie mogłem nawet krzyknąć. Mijała minuta za minutą a mnie robiło się coraz cieplej.
Słyszałem trzaśnięcie drzwiami auta. O nie, to już! Ruszałem każdą częścią ciała i zacząłem panikować. Po moim policzku popłynęła łza, a serce niemal wyskoczyło. Słyszałem ciche szuranie przed drzwiami. tak jakby ktoś nasłuchiwał. Puls serca znacznie przyspieszył, a moje ciało już uległo i zaprzestałem na ratowaniu siebie. Wiedziałem, że to koniec, bo kiedy ta dziewczyna chwyci za klamkę, będzie po mnie. Moje całe życie przeleciało mi przed oczami. Pomyślałem " Believe " Ale nadal nie wierzyłem, że to wszystko dzieje się naprawdę. Usłyszałem szmer. Obróciłem głowę na tyle, ile było to możliwe i spojrzałem na stół. Powiew wiatru sprawił, że papierek po batonie zaczął się przesuwać. Spadł na ziemię, robiąc przy tym cichy upadek. Moje oczy zaczęły się radować, bo słyszałem, jak ktoś ( czyli pewnie Rose ) odchodzi od drzwi i powoli przechodzi ścianą w stronę okna. To ona! wychyliła się z otwartego okna i ujrzałem wreszcie jej twarz.
- Boże drogi!! - od razu zaczęła płakać i szybko do mnie podbiegła. Ze łzami w oczach zerwała taśmę z moich ust. To był jedyny ból, na którego czekałem. To było cudowne uczucie znów móc ją zobaczyć. Przetarła zimną łzę z mojego policzka i szybko mnie pocałowała.
- Kocham cię Rose!! - zacząłem mówić ciszej a ona uklękła przed moim krzesłem i zaczęła mnie przytulać. - Musisz szybko mnie rozwiązać, zanim Mike wróci.
- Jaki Mike? - nie mogła powstrzymać się przed płaczem. Moje zagrożenie życia minęło, jestem jak szczęśliwy, bo wiem, że nawet tak mały krok okazał się sukcesem. Kocham batony i papierki. Kocham wiatr i okna, za to nienawidzę taśm i pistoletów.
- Ten idiota. - Nawet nie wiedziała jak on się nazywa. Odwiązała mnie po cichu i próbowaliśmy udać się w stronę okna, żeby z powrotem wyjść. Drzwi nadal były obstawione jakimiś rzeczami, które trzymały pistolet. Kiedy wstawałem z krzesła, przez przypadek pociągnąłem za sznurek, i broń wystrzeliła w ścianę. Rose pisnęła ze strachu, a gruby Mike przybiegł jeszcze szybciej. Odepchnąłem dziewczynę na bok tak, żeby nic nie mógł jej zrobić. Zaczęła nerwowo szukać czegoś w kieszeniach, ale nie zdążyłem zobaczyć co, ponieważ już zostałem chwycony za koszulkę. Podniósł mnie kilka centymetrów nad ziemię i zaczął przeklinać. To wszystko działo się strasznie szybko. Moje serce znów zaczęło bić szybciej i znów zacząłem czuć się mało odpowiedzialnie. Czułem, że Rose nie jest bezpieczna. Chyba każdy ( normalny ) chłopak patrzy na to, czy jego księżniczka jest bezpieczna. Odepchnąłem go od siebie na tyle, że odwrócił się do mnie tyłem. Wskoczyłem mu na plecy i próbowałem przewrócić, ale facet waży chyba tonę. Nawet na tyle wygląda. Zwalił mnie ze swoich pleców i leżałem na ziemi. Usiadł na moim brzuchu i zaczął uderzać mnie w twarz zamkniętą dłonią. Czułem jak powoli tracę przytomność z bólu, ale wiedziałem, że muszę to wytrzymać. Coraz mniej miałem siły, żeby oddać jakimkolwiek uderzeniem. Po chwili moje biodra się zwolniły. Rose uderzyła w niego taboretem. Dostał w głowę drewnianym siedzeniem i to na chwilę go powstrzymało.
- MASZ! - Dziewczyna wyciągnęła to ' coś ' z kieszeni i rzuciła w moją stronę. Podbiegła do mnie i schowała się za moimi plecami. Zrobiłem blokadę ręką przez co kryłem ją jeszcze bardziej za sobą. Wyciągnąłem broń... i po prostu to zrobiłem. Po mieszkaniu rozległ się kolejny huk. Zamknąłem oczy, przywierając naszą dwójkę do ściany. Mężczyzna opadł na ziemię a ja czym prędzej odwróciłem się w stronę dziewczyny, puszczając pistolet na ziemię. Nie wierzę, że to zrobiłem. Ja po prostu zastrzeliłem człowieka!! (POSŁUCHAJ W TLE. KLIK ) Czuję się spełniony, że w końcu zabiłem tego pieprzonego idiotę! wiem, że nic nam nie grozi, bo działałem w obronie własnej, ale nie obejdzie się bez policji.
Rose płakała tak bardzo, że nie mogłem powstrzymać jej łez. Przytuliłem ją do siebie i nie mieliśmy zamiaru się ruszać. Usłyszałem wycie syren. Ktoś z sąsiadów najwyraźniej zadzwonił na policję, kiedy usłyszał pierwszy strzał. Strzał, kiedy potknąłem się o sznurek i kula wylądowała w ścianie.
- Nie płacz kochanie. - pocałowałem ją w czoło i nie puszczałem z objęć. Drzwi otworzyły się z hukiem a do mieszkania wpadło kilku dobrze uzbrojonych policjantów. Oboje podnieśliśmy ręce, a potem to już chyba wiadomo co mogło się stać. Oczywiście że nam uwierzyli, ale pewnie i tak będą pytać o to jeszcze kilkanaście razy. Powiedzieli, że mamy się odsunąć i po chwili wyszliśmy całkiem z domu. Tam czekali na nas oczywiście paparazzi, ale dla jasności pokazywałem nadgarstki na tyle ile było to możliwe, żeby nie było plotek, że zostałem zatrzymany. To samo kazałem robić Rose. Chwyciłem ją przez ramię i ciągle trzymałem blisko ciała. Otrzymaliśmy dwa koce i mieliśmy udać się na tył samochodu. Ludzi było naprawdę sporo. Aut policyjnych zjechało się jakieś 7. Każdy co chwila coś krzyczał. Zapewniłem nam spokój, i poprowadziłem na tył busa, w którym było sporo miejsca. Nic nie rozmawialiśmy siedzieliśmy wtuleni w siebie pod kocami.
- Czy nic wam nie jest? - podeszła do nas policjantka. Spojrzałem na nią i kiwnąłem głową na ' nie '. - Trzymajcie się młodzi - uśmiechnęła się miło po czym dotknęła mojego ramienia i odeszła. Chciałem, żeby przyjechała tu mama, albo tata, ale z drugiej strony chciałem, żeby nikt się o tym nie dowiedział. Chyba się nie uda, bo już wie o tym cały świat. Już o to media się postarają. Jestem ciekawy kolejnych plotek. Jestem skończony. Nie dość, że zabiłem człowieka, to odejdą ode mnie Beliebers. Może nie wszyscy, ale znaczna część się ode mnie odwróci, a to boli najbardziej. To, że nie mogę powiedzieć wszystkim jak było naprawdę, bo media i tak zrobią z tego kolejną nowość i nową plotkę. Prawda w moim przypadku wychodzi na jaw dopiero po całych dramach. Kiedy wszyscy dookoła mnie oczernią, kiedy fani odejdą i kiedy stracę zaufanie do wielu ludzi, to właśnie wtedy wszystko tak jakby ' odblokuje się '. Media zaczną mnie przepraszać, a fani znów wrócą. Nie nazwę ich Beliebers, ponieważ Beliebers przeżyją ze mną każdą życiową załamkę i nie odejdą z powodu plotek. Wiem, że mój prawdziwy fandom strasznie cierpi i nie wiem jak ich przeproszę, ale muszą być silni. Bronią się przed atakiem hejterów, a przede wszystkim stawiają na swoim i bronią mojej osoby. To najpiękniejsze uczucie na świecie, kiedy wiem, że mam ludzi, którzy będą ze mną zawsze.
Odchodząc od tematu... co z matką Rose? Gdzie ona teraz jest i czemu się nie odzywa? Maczała w tym palce i to nie jeden czy dwa, tylko wszystkie dziesięć! Teraz muszę dowiedzieć się wszystkiego co się wydarzyło i posklejać w jedną całość.
- Opowiesz mi wszystko? - zacząłem ciszej bawiąc się kosmykiem jej włosów. Podparła się mnie nieco bardziej dalej opierając głowę na mojej klatce. Słabo ją słyszałem, ponieważ każdy coś robił, biegał i krzyczał, ale jakoś nie zwracałem na to większej uwagi.
- No więc... ten facet.. chciał ode mnie 50 tysięcy. Nie mogłam powiedzieć ci o tym, ponieważ wiem jakbyś zareagował. Poszedłbyś na policję, a on tylko jeszcze bardziej by się wściekł. Zabiłby nas albo porwał w momencie, kiedy nie spodziewalibyśmy się tego.
- Dokładnie tak zrobił - wtrąciłem z racją.
- Przestraszyłam się go i próbowałam zebrać taką sumę pieniędzy, żebyś tego nie zauważył. Sprzedałam swoją biżuterię której już nie używałam, a potem w szafce znalazłam bransoletkę. Przepraszam Justin, gdybym wiedziała, że była prezentem.. nawet bym jej nie tknęła. - Spojrzała w moje oczy. Były zaszklone jeszcze po akcji z przed chwili.
- Nie przepraszaj. Nie wiedziałaś przecież że to dla ciebie.
- No więc kiedy dałam mu tylko 40 tysięcy.. to strasznie się wściekł. Nie chciałam żebyś gdziekolwiek wychodził, bo bałam się, że on po prostu cię zaatakuje. Nie symulowałam choroby, ale przestraszyłam się, kiedy tamtego dnia poszedłeś kupić dla mnie witaminy. Byłam tak strasznie głupia robiąc takie coś. Gdyby nie ja, nie stałoby się tutaj nic. To nie ty zabiłeś człowieka, tylko ja. - Zaczęła płakać.
- Nawet tak nie mów! Gdybyś mi powiedziała, to faktycznie poszedłbym z tym na policję. Facet wyszedłby po jednym dniu, a wtedy rozpętałby jeszcze większe piekło. Nie życzę nikomu śmierci, ale to mu się należało. To ja powinienem żałować tego co zrobiłem. Nie obwiniaj się kochanie niczym. Rozumiesz? Wybaczyłbym ci każdą rzecz. - Pocałowałem ją i z powrotem przytuliłem do siebie. Otarła swoje łzy i położyła się na moim brzuchu. Ludzie zaczęli się zbierać przed naszym busem, ale nadal próbowałem to olewać. Po prostu leżeliśmy tam i patrzeliśmy w jeden punkt na ścianie. Jak na tak młodych ludzi, nabawiliśmy się niezłych tarapatów i przeżyliśmy naprawdę wiele. Teraz wiem jak bardzo nam na sobie zależy. Nigdy nie myślałem że ułożę sobie życie z kimś tak wspaniałym.
- Widziałaś jak mężnie trzymałem broń? - zaśmiałem się poprawiając nam humor.
- Justin jako superbohater. Mmm - odpowiedziała. Splotłem nasze palce w jedność i spokojnie czekaliśmy na to, co ma wydarzyć się dalej. Jakiś koleś z kamerą większą od siebie jakimś cudem przedostał się do naszego samochodu i szybko przybiegł zadając nam pytania.
- Idź sobie - Odtrąciłem go nogą uśmiechając się pod nosem. Spytał " Czy wasz związek nadal istnieje? Czy to prawda że ją zdradziłeś Justin?! "
- Kocham was Beliebers! - zmieniłem kompletnie temat żeby tylko to powiedzieć. Być może nie udostępni tego nagrania, bo byłoby to sprzeczne z ich plotkami i oczernianiem mnie, ale poczułem się lepiej. 

______________

BELIEBERS, HELP!  przyznam w prost, że w planach mam już zakończenie bloga, ale wychodzi na to, że za dwa lub trzy rozdziały będzie już koniec. Przywiązałam się do tego bloga i nie chce go kończyć, poza tym ma mało rozdziałów jak na bloga. Jeśli macie jakieś pomysły na ciekawe akcje, to proszę, piszcie mi je na asku ( w zakładce KONTAKTY na boku bloga ). Nie chcę tego kończyć, a wy pewnie nie chcecie kończyć czytania. Proszę, pomóżcie!!! 
nie udostępnię waszego pomysłu ( chyba, że któraś będzie chciała ), tylko podziękuję wam w kilku formach. Zrobię specjalne zdjęcie, pospamuję wam na asku, COKOLWIEK, tylko dajcie mi trochę natchnienia. DZIĘKUJĘ ZA JAKIKOLWIEK POMYSŁ <3333 czekam na was <3

3 komentarze:

  1. jejciu :( ja juz mysle! ciekawi mnie czy bedzie dziecko i slub aha

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział zresztą jak każdy <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zarąbisty rozdział :* nie przestawaj pisac masz talent czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń