niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 55

 Bolało strasznie, ale poczułem się lepiej na duchu, kiedy mu dogryzałem.

______________________


Facet w końcu dostawał za swoje. To nic, że ja bardziej odczuwałem ból, kiedy dostawałem od niego, ale czułem się bardziej dumny z tego co mówiłem, niż on z tego co nam robi. Oczekiwałem tylko, kiedy Mike wyjdzie z domu a wtedy moja w tym rola, by spróbować  uciec. Wątpię że uda mi się to, ale jestem Justin Bieber. Tam, żyje ponad 40 milionów ludzi, którzy są w stanie oddać za mnie życie, a ja siedzę tu, przepraszam, stoję! tylko dlatego, że nie mogę przewrócić jakiejś szafy.
Ciągle w głowie mam scenariusz idealny. Co byłoby, gdyby nie to, że tu trafiłem i Rose jest w niebezpieczeństwie? Byłoby tak idealnie, ale zapomniałem o jednym. Nasza bajka jeszcze nigdy nie skończyła się dobrze. Być może ktoś źle zaczął ją pisać? W każdym razie jeszcze kiedyś nadejdzie morał, i będzie tak zajebisty jak nasze życie. Czuję to.
Nadal ciągnąłem szafę za sobą, żeby tylko jakimś cudem runęła na ziemię. Chyba się przeliczyłem, bo nawet nie drgnęła, ale z jednej strony to chyba dobrze. Była dość ciężka, a gdyby facio usłyszał że coś spadło, od razu przyleciał by jak porażony i zaczął mnie bić. Był czas, że w ogóle nie oddychałem, żeby usłyszeć tylko, czy wychodzi z mieszkania. Często znikał, ale z tego co słyszałem, często rozmawiał przez telefon z Rose. Wspomniałem już, że przez mój telefon? Co za idiota. Widzi wszystkie moje sms'y, wszystkie zdjęcia, połączenia, WSZYSTKO!
Udało się! wychodzi gdzieś!
- Bądź grzeczny Bieber! - krzyknął od niechcenia i słyszałem, jak przeklucza drzwi. Chciałem już brać się do spychania szafy, ale na wszelki wypadek wychyliłem się ile sił w stronę okna, by zobaczyć co robi. Dobrze, że szyby były celowo przyciemniane, bo inaczej wszyscy ludzie z aparatami mieliby mnie jak na dłoni. Już widzę te nagłówki
' Bieber przywiązany do szafy '. Tego jeszcze nie było, co? W każdym razie Mike wsiadł do auta, zapalił wóz i odjechał. Co do samego słowa ' zapalił '.. strasznie chciałbym zapalić papierosa po tak długim czasie. Jak tylko odblokuję dłonie, sięgnę po zapalniczkę i papierosa do kieszeni. Zacisnąłem mięśnie z całych sił i ciągnąłem mebel w swoją stronę lecz na marne, nawet nie drgnęła.
Musiałem się skupić. Muszę pomyśleć o czymś ważnym. A skoro coś ważnego, to oczywiście Rose. Zacząłem myśleć o jej cudownym charakterze. Niedługo to się skończy, a wtedy będę mógł trzymać ją za dłoń, będę mógł mówić jak pięknie wygląda w moich ubraniach, będę mówił do niej 'księżniczko' każdego dnia. Chcę już ją przytulić i pocałować i tak w kółko. Ona sprawia że się uśmiecham. Drugim powodem mojego uśmiechu są Beliebers. Już wyobrażam sobie jak stoję na scenie, śpiewam dla nich, a oni - zwykle one - płaczą i krzyczą moje imię. Na twarzach widzę moje inicjały "JB" oraz koszulki z moją podobizną. To cudowne, dają mi tyle natchnienia, że moje życie od razu staje się piękniejsze.
No więc samymi myślami tak się nakręciłem, że od razu znalazłem sposób by walczyć. Poza tym słowa mojej piosenki " I will never say never, i will fight " Zacząłem bardziej napinać swoje mięśnie wydając przy tym krzyk. Udało się!! szafa pociągnęła mnie za sobą na ziemię i cudem odsunąłem się przez zakleszczeniem moich nóg. Upadłem na ziemię po czym odetchnąłem z ulgą.
- Tak!! jesteś super Justin! Już cię kocham! - jak zwykle odzywałem się sam do siebie dodając przy tym odrobinę uśmiechu. Odhaczyłem ręce z rogu szafy, ale musiałem jeszcze rozplątać kajdanki ze sznurka, no ale od czego ma się swoje zęby, co? jak widać przydały się idealnie, a facet zawiązał je tak lekko, że byłem głupi nie robiąc tego wcześniej. Zatańczyłem kilkusekundowy taniec radości, ale natychmiast przestałem i zabrałem się za bardziej istotne rzeczy. Wyszedłem w końcu z pokoju. Moje ręce i nogi nareszcie poczuły jak to jest się zgiąć. Ciągle macałem swoje poharatane nadgarstki które od kilku dni były ciągle w ucisku.Tak jak mówiłem, sięgnąłem po papierosa ale w domu szukałem czegoś ważniejszego, a dokładnie telefonu. Nie było go nigdzie, więc na bank zabrał go ze sobą.
Słyszałem jak pod dom podjeżdża auto. Zalała mnie fala ciepła. Wiem że ten koleś ma nóż i broń, poza tym jest jakieś dwa razy większy ode mnie już po mnie! Spanikowałem i nie wiedziałem na szybko co zrobić. Stało się, zobaczyłem go w progu a wtedy było już za późno.


*** oczami Rose ***


Zebrałam się w końcu na odwagę i postanowiłam to zrobić bez względu na wszystko. Wyszłam z hotelu i wtedy zaczęła się akcja. Ludzi wokół było tak wielu, że od razu gdy wyszłam z ogromnych drzwi, kilkoro z nich uczepiło się mnie podbiegając z mikrofonami i kamerami. Wiedziałam, że nie będę miała teraz życia. To było wiadome. Widziałam tylu ludzi na raz! wszyscy krzyczęli w moją stronę zadając mi pytania. Próbowałam ciągle się przeciskać, ale to chyba nic nie dało, w dodatku zaczął dzwonić mój telefon. Jest to jedyny środek komunikacji w ostatnim czasie, więc szybko zabrałam się za wygrzebanie go z torebki. Szlag trafił Ashley. Akurat teraz musiała zadzwonić? nie mogę nie odebrać. Będzie zła, poza tym dzwoni zbyt rzadko. Udało mi się wyjść za pomocą ludzi z hotelu. Uprzedzałam że teraz będzie mi ciężko wyjść z budynku, więc obiecali, że gdy tylko zobaczą że coś się dzieje, od razu zainterweniują.
:  Halo?! - ledwo udało mi się wydusić słowa po tym, jak wyszłam z tłumu.
: Rose? To prawda? Jak to możliwe? byliście przecież tacy szczęśliwi!! w naszej szkole mówi się tylko o was! na wszystkich zdjęciach, filmikach, na filmie i dosłownie wszędzie huczało od waszej miłości. Nie mogliście się rozstać!! - Chciałam przerwać jej i powiedzieć że to nie prawda, ale ludzi z aparatami nie przestawało nabywać. Było ich coraz więcej i słyszą o czym mówię, więc jeśli powiedziałabym co naprawdę się dzieje, od razu by kompletnie oszaleli.
: To długa historia. Może kiedyś ci o niej opowiem Ash. Przepraszam. Śpieszę się na serio. - Rozłączyłam się i pobiegłam gdzieś przed siebie. Gdzie a mianowicie na autobus. Musiałam w końcu jakoś dojechać pod komisariat. Zanim doczekałabym taksówki, już musiałabym odpowiadać na 10 tysięcy pytań. Wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu i podeszłam do kierowcy. W środku nie było specjalnie tłumu, więc chyba się nie śpieszył.
- Przepraszam, czy dojadę tym autobusem pod komisariat?
- Wie panienka.. jest tu pełno komisariatów - zaśmiał się starzec, ale ja mówiłam na poważnie, poza tym sama byłam w pośpiechu. Martwię się coraz bardziej o Justina. Facet od razu oczywiście rozpoznał moją twarz, ale widząc, że w ogóle nie uśmiechałam się do niego, spoważniał i normalnie odpowiedział na pytanie. - Jasne. 2,50 - podał cenę biletu, po czym podał mi go do ręki i usiadłam na pierwszym lepszym siedzeniu.
Zza pleców słyszałam ciche szepty dziewczyn. Na bank wiedzą kim jestem, tylko nie do końca wiem, czy mnie lubią, czy należą raczej do zazdrosnych hejterek. Najchętniej nie oglądałabym się za siebie, ale miałam dość plotek i rozmów za plecami na mój temat, że nie wytrzymałam.
- Wiecie.. zawsze możemy poplotkować razem. Tym bardziej, że plotkujecie na mój temat. - odwróciłam się w ich stronę i zaczęłam wrednie. Spojrzały na mnie z taką samą nienawiścią a potem zrobiło im się trochę głupio.  - Myślicie że nie bolą mnie wasze słowa? Nie wiem co wam takiego zrobiłam. Być może nie lubicie Justina, dlatego nie lubicie mnie. Może znienawidziłyście mnie, bo się z nim rozstałam, ale wiecie co? To wszystko jest wielką pieprzoną plotką. Mam dosyć kłamstw i życia w tym bagnie. Chciałabym w końcu odpocząć od wszystkiego i zająć się życiem prywatnym. Nie jestem nawet sławna. Nie zajmuję się muzyką, ale jestem prześladowana jak mało kto. Naprawdę byłoby miło, gdybyście powiedziały mi wprost co robię źle. - byłam rozgniewana tak bardzo, że najchętniej wysiadłabym z jadącego autokaru. Teraz zrobiło im się trochę głupio. Jednej dziewczynie zaszkliły się oczy i nie wiedziała co powiedzieć.  Odwróciłam się a one zaraz usiadły blisko mnie.
- Przepraszamy. My nie jesteśmy fankami Justina, ale szanujemy jego pracę. W internecie jest teraz tyle chłamu, że same nie wiemy w co mamy wierzyć. Wiemy, że Justin ciężko za wszystko zapracował, i nie do końca chce nam się wierzyć, że tak po prostu mógł zdradzić cię z inną dziewczyną. Nie dowierzałyśmy, że to właśnie ty. I dlatego po cichu przekłócałyśmy się nawzajem pytając siebie " czy to Rose? " Nie musisz się wściekać. - widać, że mówiły prawdę. Są chyba jedynymi osobami, które powiedziały, że nie będąc fankami Justina, szanują go. Wow, jestem pod wrażeniem.
- Jestem podenerwowana. Musiałam w końcu coś z siebie wydusić. Nie mam normalnego życia, i wszystko mnie drażni. Nie słuchajcie mnie już. - uśmiechnęłam się krzywo i próbowałam ' spławić ' je na swoje miejsca. Kilkoro innych ludzi patrzyło na mnie równie niedobrze jak one przedtem, a kiedy zaczęłam mówić nieco głośniej, to już w ogóle ogłupieli.
- Co teraz z wami będzie? Jesteście razem, czy to koniec? - jak każdy chyba chciały wiedzieć jak jest na serio. Jednego dnia jesteśmy szczęśliwi, a drugiego dnia na świat wychodzi mega plotka.
- Kocham Justina. - podniosłam się, bo kierowca oznajmił że nadchodzi mój przystanek. - Jesteśmy razem - szepnęłam puszczając im oczko, po czym autobus zatrzymał się i wysiadłam. To dawało mi lekkiej otuchy, czyli fakt, że mogłam powiedzieć słowa " jesteśmy razem " oraz " kocham Justina ". Chciałabym, żeby każdy na świecie o tym wiedział, ale jeszcze nie czas na to, poza tym, teraz czeka nas najgorsze. Najgorszy czas naszego związku, czyli przetrwanie.
Stanęłam przed ogromnym budynkiem komisariatu policji w Kanadzie. Zrobiło się zimno, więc nie stałam jak ten pajac tylko czym prędzej weszłam do środka. Każdy poznał mnie od razu, co powoli zaczynało drażnić. Podeszłam do biurka, przy którym akurat siedziała policjantka. Jej twarz wydawała się miła, więc nie obawiałam się aż tak rozmowy z nią.
- W czym mogę pomóc? - jej akcent był dość dziwny, a imię na plakietce było tak trudne, że nawet nie potrafiłabym tego wymówić. Czy ona jest z Chin czy z Brazylii? nie wiem, ale jej oczy podpowiadają mi jedno. CHINY.
- Chciałabym zdobyć licencję na broń. - powiedziałam stanowczo i poważnie. Sama dalej nie wierzyłam, że ja mogę zrobić coś takiego.
- Rozumiem.. - chyba i tak nie rozumiała, bo patrzyła jak bym coś zrobiła. To pewnie dlatego, że jestem 'byłą' dziewczyną Justina i na bank zastanawia się dlaczego chcę kupić broń.
- Niech pani nie myśli źle. Nie zrobię nic głupiego, nie ma się o co martwić - uśmiechnęłam się na tyle ile mogłam, po czym lekko się uspokoiła. Zadała mi bardzo dużo pytań na temat mojej przeszłości i mojego życia. Były to pytania na ogół dość proste, i wszystko udało się w szybkim czasie i bez problemów. Na koniec poprosiłam jeszcze, żeby wszystko było anonimowe, ponieważ nie chciałam, żeby ktokolwiek z poza tego budynku dowiedział się o tym. Na pewno wszyscy już wiedzą, że dotarłam do tego miejsca i pewnie każdy myśli że coś się stało, ale teraz serio mam to gdzieś. Jestem dobrze zmotywowana do tego, by robić swoje i nie patrzeć na to co mówią idioci czyli media i hejterzy. Idę za głosem serca, a głos mojego serca jest silniejszy niż wszystko inne.
Udało mi się otrzymać to zezwolenie na broń! to jedna z rzeczy, która ostatnio mnie ucieszyła. Aż dziwne, ale czuję się nieco dobrze. Na wszelki wypadek wyłączyłam telefon, bo byłam pewna, że gość czai się gdzieś za mną i patrzy, czy dobrze robię to co mi karze. Kiedy włączyłam go ponownie otrzymałam kilka wiadomości, ale nie od niego i oczywiście 10 nieodebranych połączeń. Oddzwoniłam.
: Jak mogłaś suko pójść na policję?! - niezłe przywitanie.
: nie poszłam na policję z twojego powodu. Myślisz, że zrobiłabym to, wiedząc że masz przy sobie Justina? Nie jestem idiotką.
: Przyjdź pod ten sam adres co wtedy. Czekam - i jak zwykle się rozłączył!!! nienawidzę kiedy ktoś rozłącza! Cholera jasna mnie chwyta!
Została mi tylko jedna rzecz. Skoro mam już pozwolenie na broń, to muszę ją oczywiście kupić. Wstąpiłam po drodze do banku i z karty Justina, którą przy okazji miałam w portfelu, wyjęłam sporą sumę pieniędzy. Nie wiem ile takie coś może kosztować, więc na wszelki wypadek wezmę więcej pieniędzy. Ruszyłam przed siebie w poszukiwaniach sklepu z bronią. NIE WIERZĘ W TO CO ROBIĘ!! Nie wiem nawet, gdzie mogę szukać sklepu z takim czymś, ale błądzę po uliczkach z nadzieją, że oświeci mnie coś, co będzie nosiło nazwę " SKLEP Z BRONIAMI " ale nic takiego nie miało miejsca. Spytałam przechodnia, czy daleko stąd znajdę jakiś sklep, a ten odpowiedział, że kilka uliczek stąd. Musiałam udawać się ciągle uliczką w lewo. Nie wiem czy wtedy ni zrobię kwadratu lub kółka, ale warto się przejść. Chodziłam dość szybko, ale nie było tak ciężko. Znalazłam go w końcu i od razu udałam się do środka. Było tam niezmiernie ciepło. Nie wychodziłabym stamtąd nigdy. Podeszłam do kasy kompletnie zdezorientowana. Nie wiedziałam kompletnie nic o broniach! nic! Próbowałam chociaż udawać, że się nimi interesuję, ale mina sprzedawcy, kiedy opowiadałam o mojej historii z bronią była przerażająca. Powiedziałam potem, że tylko żartuję i tak naprawdę nie znam się, ale potrzebuję broni. Mężczyzna śmiał się na każdym kroku, a potem w skrócie opisywał mi każdą broń, oczywiście oczekując ode mnie wcześniej otrzymanej licencji. Był zdziwiony, że właśnie ja chcę kupić pistolet, ale nie tłumaczyłam dalej, a on sam zauważył, że jest to dla mnie ciężki temat. Czułam, że zaraz zacznie mnie pouczać. Tak było.
- Niech panienka naprawdę uważa. Za zabójstwo grozi więzienie - znów zaśmiał się, podpowiadając że końcówkę powiedział dla żartu. Miło jest poznać normalnych ludzi, z którymi serio można pośmiać się i porozmawiać, ale czas gonił mnie tak bardzo, że czułam, że z Justinem jest coraz gorzej. Siedzi w tym domu i nic nie może zrobić. Nie wiem w jakim jest stanie i co robi. Przeraża mnie ta myśl, bo tęsknię za nim co chwila bardziej. Zrezygnowałam z dalszej rozmowy z niesamowicie zabawnym sprzedawcom i zdecydowałam się na kupno.
- Ja wiem, że życie takich osób jak twoje, jest naprawdę bardzo trudne, ale nie zapominaj, że jesteś tylko człowiekiem. Wszyscy popełniamy błędy, ale nie rób nic głupiego, tylko dlatego, by potem móc tego żałować.
- Dziękuję panu bardzo - uśmiechnęłam się o dziwo szczerze. Po ' rozmowie ' z nim, zrobiło mi się cieplej na duchu, że jeszcze są ludzie, którzy nie widzą we mnie tylko dziewczyny Najsławniejszej osoby na świecie, ale widzą również zwykłą osobę z uczuciami. Moje myśli nie koniecznie były za miłe, bo miałam w planach nieźle narozrabiać, ale wiem, że robię to w dobrych intencjach, i nawet jeśli zrobię coś mega głupiego, to wiem, że nie będę tego żałować. Zbliżała się znów 17, więc chyba czas zjawić się na umówionym miejscu. Zadzwoniłam po taksówkę, a ona przyjechała naprawdę dość szybko. Nie musiałam wiele czekać, ale to nawet lepiej, bo zimno na dworze jak nigdy.

____________


Tak jakoś mam wrażenie, że ten blog niepotrzebnie ma tyle tej ' tragedii ' bo myślę, że jest nudna, ale to tylko moje zdanie. Piszcie mi, jakie jest wasze. Od teraz czekam na 8 komentarzy ( każdy od kogoś innego ) i wstawiam kolejny, jak tylko napiszę :*


ZROBIŁAM NOWĄ ANKIETĘ, BY ZOBACZYĆ, CZY DALEJ JEST TU TYLE OSÓB. GŁOSUJCIE!!! :)

9 komentarzy:

  1. O widze ze zmienilas nazwe naglowka haha Przyznam ze serio ta historia sie ciągnie i nic sie nie dzieje XD ale moze w nowym poscie bedzie cos ciekawszego. Moze zabojstwo *-* Jaram sie jak psychopata :):)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział oby wszystko się udało i Rose uwolniła Justina czekam na nn :):)

    OdpowiedzUsuń
  3. O jej jakie to piękne aż płaczę ;) <3

    OdpowiedzUsuń
  4. podoba mi się ta akcja, ale nie mogę się doczekać, az Rose i Justin beda znowu razem i wszystko sie wyjasni hahaha a potem kolejna ciekawa akcja mam nadzieje ;)
    kocham :) xx

    OdpowiedzUsuń
  5. <3 Czekam na kolejny, czytam i czytam i mam nadzieję że będzie koniec tej 'tragedii' :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju cudowne. Ta dramaturgia. Nerwy cały czas trzymają czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  7. cholerka dawaj szybko następny <3333

    OdpowiedzUsuń