poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 46

Kocham wigilię choć nie lubię świąt ( moja logika ) Merry Christmas!

_______________________________


Wieczór wigilijny minął bardzo szybko. Najciekawsze było to, że mimo tak wielkiego tłumu w domu... połowa jedzenia i tak została nieruszona. Biedna Pattie przy życzeniach od Justina popłakała się dwa razy. 
Życzenia dla mnie składał jakieś 10 minut, ponieważ musiał wszystko wymienić. To że mnie kocha, że jestem ważna i takie tam. Po policzku jak zawsze spłynęło kilka łez ( oczywiście łez szczęścia ) i nie ukrywam, że to była jedna z lepszych wigilii w moim życiu. Dobrze, że wszystkim podobały się prezenty.
Wszystko się ogarnęło więc mogliśmy powrócić do pokoju, żeby mniej więcej pójść spać. Usiadłam na łóżku robiąc coś w telefonie. Justin obiecał że zaraz przyjdzie, więc postanowiłam napisać do niego sms'a ( bo po co iść te kilkanaście schodów na dół ) 
: zapytaj cioci czyja jest ta torebka - Tak napisałam i położyłam się całkowicie. Torebka leży tu już od długiego czasu, a mnie coraz bardziej ciekawi czyja może być. 
- Nie pozwoliłbym, żeby te wszystkie rzeczy przepadły. Jak tam można? - do pokoju przyszedł zadowolony Bieber załadowany kupą jedzenia. Od koloru do wyboru. Oczywiście większość to słodycze. 
- Pytałeś o torebkę? - przeszłam do sedna. 
- Tak. Nie wie czyja. - położył wszystko koło mnie i poszedł do łazienki. Wstałam i podeszłam do komody bacznie przyglądając się torebce. 
- A co jeśli ktoś jej zapomniał? - krzyczałam żeby usłyszał. 
- Może sprawdź dokumenty? 
- Nie mogę grzebać w tej torebce. Później będzie na mnie. - Powiedziałam jedno a zrobiłam drugie. Otworzyłam kieszonkę i próbowałam wymacać dokumenty, bez patrzenia do środka. Nie lubię tego robić. Ale ona leży tu już któryś dzień, i nikt się nie zgłasza po nią. Poza tym tylko ja i Justin zwykle tu przebywamy, więc kto mógłby ją tutaj zostawić?
Wymacałam ręką portfel i wyciągnęłam go. 
- CZYJE TOO? - krzyknął.
- Nie wiem, jeszcze nie spojrzałam. - powiedziałam tak cicho jak by stał obok mnie. Wyszedł i położył się na kanapie jak zwykle. Wyciągnęłam dowód i o to chwila prawdy, bo kiedy go odwrócę, dowiem się czyje to. 
- JUSTIN!!! - krzyknęłam a ten natychmiast do mnie podszedł. Nie uwierzycie w to co wam powiem !! 
- WTF? JANE COLLINS?! - Dane zgadzały się w stu %. Jane Collins, 38 lat, dwoje dzieci. Jedno w co nie mogłam uwierzyć, to zdjęcie. Na zdjęciu była nasza pani ' psycholog '.
- Nic nie rozumiem Justin. 
- Ja rozumiem. Chodź - chwycił torebkę i pociągnął mnie za sobą do salonu w którym panował gwar. Całe szczęście że do domu przyszła psycholog. Uradowana i szczęśliwa siedziała ze Scooter'em i o czymś rozmawiali. Juss chrząknął i każdy się na nas spojrzał. 
- Mam coś pani - powiedział byle jak rzucając torebkę przed siebie. 
- Justin, co robisz? - Pattie chciała zainterweniować, ale Juss nawet nie zwrócił uwagi na głos matki. Psycholog za to podeszła po torebkę mając nadzieję, że o niczym nie wiemy. 
- To tu ona była? Szukałam jej! dzięki Justin! - uśmiechnęła się ze zgrozą na twarzy. Bała się pewnie, że zaraz wszystko się wyjaśni.
- Znaleźliśmy coś jeszcze. - Chwycił plastikowy dowód w rękę jak kartę do gry i wystrzelił w jej stronę. - Jak mogłaś tak oszukać? - Czułam że zaraz nie wytrzymam i musiałam wybiec. Pobiegłam do innego pokoju i usiadłam na ziemi. Ledwo powstrzymywałam łzy wiedząc jak bardzo źle zrobiła ta kobieta. 
Podawała się za kogoś kim nie jest. Nie do końca tak chciałam poznać swoją matkę. Chciałam ją odnaleźć i porozmawiać na spokojnie. Tym czasem dowiaduję się, że pani psycholog, która niby miała na imię tak samo jak ja.. jest moją matką. Chcę znać wyjaśnienia. 
- Nie płacz nie płacz - powtarzałam sama do siebie. Do pokoju ktoś cicho zapukał i wszedł. 
- Rose, ja... - tak, 'MOJA MAMA' weszła do pokoju. Nie zbyt szybko przyzwyczaję się do określenia ' mama ' 
- Powiedz mi jedno. Jak mogłaś. Podawałaś się za kogoś kim nie jesteś, i co? myślałaś, że wszystko się pięknie uda? - widziała to, że powoli zalewałam się łzami, więc nawet nie popatrzyła w moje oczy, by nie pójść tymi samymi śladami. Podeszła do okna opierając się o parapet. 
- Byłaś taka malutka. Kochałam Cię, ale wiedziałam, że nie będę zdolna, by cię wychować. 
- Właśnie dlatego mnie porzuciłaś? - z nerwów zaczęłam gryźć rękaw ogromnej bluzy. 
- Gdybym cię wychowywała.. nie mogłabym ci zapewnić przyszłości. Sama nie miałam gdzie mieszkać, a nie chciałam, żeby to spotkało i ciebie. 
- Spójrz, Justin i jego mama też byli biedni. Kiedy Juss podrósł, sam zaczął zarabiać. Pomogłabym ci, gdybyś tylko mnie zaakceptowała! 
- Twoje małe oczka i rączki i całe malutkie ciałko, kiedy się urodziłaś chwyciły mnie za serce. Nie chciałam tego robić, ale musiałam Rose. Musiałam. 
- Dlaczego więc teraz udajesz psychologa? nie lepiej było mnie zostawić już na zawsze? 
- Musiałam wymyślić coś, żeby tylko jeszcze raz cię zobaczyć. Nie znam się nijak na pracy psychologa.. 
- Widać. - wtrąciłam. 
- Ale chciałam to zrobić, by móc się z tobą spotkać. To było silniejsze ode mnie, rozumiesz?
- A czy ty rozumiesz.. że przez ciebie, razem z Justinem błądziłam przez tydzień po Londynie, żeby cię szukać? nie miałam gdzie spać i co jeść narażając mnie i Justina na uszczerbek kariery i zdrowia. 
- Martwiłam się, i to nie wiesz nawet jak! 
- Właśnie widać jak się martwiłaś. Pozdrów mojego braciszka i możesz odejść. Życzę mu zdrowia, bo skoro nie mogłaś wychować mnie, to jemu musi być z tobą ciężko. Wyjdź proszę.
- Rozumiem że jesteś na mnie zła, ale wiedz, że zawsze możesz mnie odwiedzić. Również mieszkam w Kanadzie. Niedaleko stąd. Tu masz mój adres. Jeśli cokolwiek się stanie.. zawsze możesz mnie odwiedzić. - podeszła i rzuciła małą karteczkę bodajże z adresem. Do pokoju przyszedł zdenerwowany Scooter. Justin pewnie wszystko mu wytłumaczył
- Zawiadomiłem policję o twoim wybryku. Do widzenia pani, proszę się tu nie zbliżać. 
- Pamiętaj Rose to, co ci powiedziałam!! - powiedziała głośniej w progu i Scooter ją wyprowadził, a zamiast nich, w progu stanął Justin. Wstałam i pobiegłam przytulić się do niego. Dobrze że wtedy był, bo nie wiem co bym zrobiła. 
Wytarł moje łzy i spojrzał w moje oczy 
- Zawsze tu będę i zawsze będę cię kochał i chronił rozumiesz? - przytulił mnie ponownie i wyszliśmy z tego pomieszczenia. Nie miałam zamiaru dusić w sobie emocji z przed chwili, ale nie chciałam również ciągle o tym gadać. 
Muszę poprawić sobie humor, a póki jestem z Justinem.. mój humor jest dobry. Nie będę się już tym przejmować i tyle. 
- Chodź do mnie księżniczko - zaśmiał się i wziął mnie na ręce. Zaniósł do salonu i postawił z powrotem. Z kieszeni wyciągnął te kartki z nadrukami tatuażów, które pokazywał mi wcześniej w sklepie, i pomachał nimi przed moją twarzą. Wczoraj nie było na nie czasu, bo był wieczór wigilijny, więc zrobimy to dziś.
- W drogę - powiedziałam ciszej i natychmiast wybiegliśmy z domu ubierając po drodze kurtki. 
- Wychodzęęę!! - nie wiem po co to krzyknął, skoro i tak nikt tego nie słyszał, ale gdyby ktoś pytał.. to uprzedziliśmy o tym że wychodzimy. Robiło się zimno idąc tak zamrożonym chodnikiem, więc nic się nie stanie, jeśli zaczniemy biec. Wyglądało to trochę, jakbyśmy uciekali przed czymś lub przed kimś, ale przy najmniej biegnąc.. nikt nie rozpoznał naszych twarzy, dopóki nie zaczęliśmy się śmiać i przewracać. 
Śniegu w tym roku napadało naprawdę dużo, więc ciężko było spokojnie iść. Ludzie gapili się jak opętani, ale nie chciało nam zatrzymywać się specjalnie żeby tylko z nimi porozmawiać. Bo raczej wątpię, że mieli kartki i długopisy. Justin już od dłuższego czasu nie nosi ze sobą niczego do pisania, bo nie widzi takiej potrzeby, skoro to fani zwykle na spotkanie z nim przynosili własne długopisy lub markery. 
Weszliśmy do studia z tatuażami, gdzie nie było nikogo poza starszym mężczyznom. Wydawał się miły i nazywał się ' Henry '. Jak przy najmniej miał napisane na plakietce.
Justin na stół położył dwie karteczki i najpierw zapłacił. Sama nie wiem ile go to kosztowało, ale przecież nie obchodzą go pieniądze. Czasem ciężko mi żyć ze świadomością, że Justin za wszystko płaci. Korzystam tak jakby z tego, że jest bogaty. Może i pieniądze w jego życiu nie grają większej roli, mimo to jest mi z tym ciężko. Facet zaprowadził nas do osobnego pomieszczenia i wskazał dwa stojące obok siebie fotele. 
Usiadłam z lewej strony, a Justin z drugiej. Między nami było idealnie tyle miejsca, by móc chwycić się za dłonie, z wyprostowanymi rękoma. 
- Boisz się? - powiedział ciszej, kiedy facet poszedł szykować specjalne igły. 
- Jak cholera. - przegryzłam dolną wargę i czekałam aż wróci Henry. W sumie mało rozmowny gość. Jakby siedział tu bo musiał. Wrócił po chwili i powiedział, że będę pierwsza. Przełknęłam ślinę i posłusznie pokiwałam głową na ' tak '. Rozsiadłam się na kanapowym fotelu i głośno oddychałam. Siedzenia wyglądały jak fotele u dentysty. Wielkie i wysokie. Na sam widok mogłoby się myśleć, że jest się u dentysty. Justin chwycił mnie za rękę oczywiście wszystko nagrywając telefonem. 
Bo przecież nie obeszłoby się bez filmiku na Instagramie. Mężczyzna z igłą usiadł obok mnie i zaczął dziergać piękny napis. Myślałam że umrę z bólu, już przy pierwszym dotknięciu mojej skóry, ale nie dałam tego po sobie poznać. 
- Jak tam? - zapytał rozbawiony chłopak. 
- Czuję się jakbym rodziła Justin. Serio. - zaśmiałam się przez ból. Bolało niezmiernie, co było powodem mojego śmiechu. Wolę śmiać się niż płakać. Wtedy to byłaby wiocha. 
- Skąd wiesz jak to jest? 
- Teraz już wiem. - oboje zaczęliśmy się śmiać. Po 10 minutach wszystko było gotowe, niestety obiecaliśmy sobie z Justinem, że spojrzymy na nie dopiero, jak oboje będziemy mieli skończone tatuaże. Facet na rękę przykleił mi kawałek plastra i kilka tasiemek i kazał uważać żeby nie uderzyć się w to miejsce. 
Tak, pewnie... siedzę sobie na fotelu trzymając Justina za rękę, ale mam uważać żeby się nie uderzyć. *Myślenie Henry'ego* 
Justin nie bał się praktycznie w ogóle. Tak jak ja ściskałam jego dłoń, kiedy to mi go robiono.. tak on nie ściskał mojej w ogóle. Kazał teraz mi coś nagrać i podał telefon. Nie zabrałam go, lecz wyciągnęłam swój i zaczęłam nagrywanie moim telefonem, żeby nie dość że wstawić to na instagram Justina, to w dodatku mieć pamiątkę. 
- Jak się czuje nasz pan Bieber? 
- Jak mam się czuć? To mój chyba 15 tatuaż, więc jestem przyzwyczajony. Czuję się bardziej uroczyście, z powodu tego, co przedstawia ten tatuaż. Na pewno zaraz wrzucimy zdjęcia. - Uśmiechnął się na koniec, i wyłączyłam nagrywanie. Porobiłam kilka zdjęć i tak minęło to długie 15 minut, i Justina tatuaż również był gotowy. Dostał taki sam kawałek taśmy i papieru na rękę i czekaliśmy w tym miejscu, aż będziemy mogli ściągnąć to coś. 
Fani zaczęli zbierać się pod drzwiami wiedząc, że znajdujemy się w studiu tatuażów. Cholera, skąd oni wiedzieli że jesteśmy akurat w tym studio? jest tu pełno takich miejsc. Być może stoją pod każdym studiem w tym mieście i czekają aż z któregoś wyjdzie ich idol? Raczej bzdura. 
- O nie.. - Justin przełknął ślinę. - Nagrywając ciebie na tym krześle, kamerką musiałem zahaczyć logo studia i stąd wiedzą gdzie przyjść. - No to wszystko się wyjaśniło, i już wiemy skąd tak wiele tych dziewczyn. Widzicie jakie z jednej strony jest to głupie? Nie można spokojnie się ruszyć, bo trzeba uważać na praktycznie wszystko! wystarczy ze kamerką na coś najedziesz, albo powiesz jedno głupie słowo, i możesz wywołać aferę. 
- Możecie już ściągnąć chusteczki - Henry uśmiechnął się podając nam jakieś szczypce, które miały nam ułatwić pracę. Zrobiłam to tak jak Justin, bo on znał się o wiele bardziej, skoro robił to już tye razy. Chłopak chwycił jakiś spray z półki i popsikał nim nasze zaczerwienione miejsca, i dopiero potem mogłam spojrzeć na dzieło Henry'ego. 
Wszystko wyszło tak, jak właśnie miało wyjść. Wyszło idealnie!! cieszę się że nie zrezygnowałam z tego i dałam radę. 
- Teraz już na zawsze będziemy sobie przeznaczeni - schylił się i dał mi buziaka. W brzuchu jak za dawnych czasów poczułam motyle, które wręcz rozdzierały mnie od środka. Moja mina całkowicie zbladła, kiedy zobaczyłam, że nie damy rady wyjść na zewnątrz. Juss postanowił zadzwonić po Scooter'a, żeby ten przytargał ochroniarzy pod sklep a my spokojnie mieliśmy ich wyczekiwać. 
- Chodź, musimy to uwiecznić - chwycił za telefon i przybliżył nasze ręce do siebie uwieczniając je zdjęciem. Aż nie wierzę, że wszystko poszło po naszej myśli. 
Czułam się tak cholernie szczęśliwa, że o matko! Poza tym, jestem dumna sama z siebie, że zdecydowałam się na tatuaż i dałam radę bez krzyków. Seri oboje się co to będzie jak będę miała rodzić. ahahah. Nie spełna 10 minut później przyjechało auto z którego wydostało się dwóch ochroniarzy i ledwo przedostało się do nas do środka. 
- Szybko! - po raz pierwszy od dłuższego czasu odezwał się ten facet. Pierwszy raz słyszałam jego głos i powiem szczerze, że wydaje się być trochę wredny. Jego mimika twarzy również daje takie odczucie. Wybiegliśmy z Justinem rzucając na koniec ' dziękuję, do widzenia! ' facetowi zza lady i SRU za ochroniarzem. Wszyscy zaczęli krzyczeć, ale nie było czasu by im odpowiadać, a szkoda, bo zawsze lubiłam z nimi rozmawiać. To nic, że większość płacze. Te kilka słów warto zamienić. 
Przedostaliśmy się do auta i pierwsze co, to wszystkim dookoła musieliśmy chwalić się tatuażem. Wszystkim, czyli między innymi ochroniarzom. Jednemu obok nas, a drugiemu temu co prowadził. To nic, ze gówno go to obchodzi. Musieliśmy się pochwalić. Na miejsce dojechaliśmy cali i zdrowi, a przede wszystkim mega zadowoleni. Postanowiliśmy na spokojnie porozmawiać z moja prawdziwą mamą, więc w progu w ogóle się nie rozbieraliśmy, tylko od razu poinformowaliśmy Pattie, i możemy jechać, tym razem biorąc ze sobą ochroniarzy. 
Zabrałam ze sobą torebkę, o której zapomniałam wcześniej, i to właśnie w niej mam karteczkę z adresem. Upewniłam się że na pewno jest w środku i pojechaliśmy. Nasz tymczasowy kierowca dobrze wiedział gdzie jest ten adres, więc nic, tylko przełykać ślinę z obawy i czekać co będzie dalej. 
Wysieliśmy z auta udając się prosto pod drzwi. Dom wydawał się bardzo przytulny. Nie mały ani nie duży z jednym piętrem. Nie chciałam wchodzić tak od razu, tylko zapukałam. Otworzył mały chłopiec. Pierwsze wrażenie? TO MÓJ BRAT STEVE!! ( to imię już zawsze będzie mnie śmieszyć ). 
- Cześć, ty jesteś... - chciałam już dokończyć, kiedy chłopiec zaczął wołać moją biologiczną matkę. Przyszła po chwili uśmiechając się blado. 
- Cieszę się że jesteś. - uśmiechnęła się nie zwracając uwagi za ciągnącym się za mną Bieber'em, którego zatrzymał zachwycający widok na drzewo. 
- Widziałaś jakie magiczne? - odezwał się. Chyba coś ćpał, skoro twierdzi że drzewo jest magiczne. W dodatku w zimę. fuj. 
- Że jesteście - poprawiła się kobieta otwierając nam drzwi. Weszłam i pierwsze wrażenie zawarło mi dech w piersiach. Było tam naprawdę ładnie! Przytulnie jak cholera. Teraz tylko położyć się na pierwszym lepszym łóżku i zasnąć już na stałe. Albo chociaż na czas zimy, i obudzić się ponownie we wiosnę.......
zaraz.. o czym to ja? A tak! - siedzieliśmy w ogromnym pokoju na wygodnej kanapie czekając aż pani psycholog ( dla mnie już zawsze będzie panią psycholog. Nie potrafię mówić na nią mama ) przyniesie nam coś do picia. Siedzieliśmy o rozmawialiśmy dobre 2 godziny. 
Widziałam jak Justin coraz bardziej się nudzi, więc musieliśmy zakończyć wizytę. Na pytanie czy wpadnę do niej jutro, odpowiedziałam ' jasne '. Uśmiechałam się cały czas, by zrobić dobre wrażenie na nowej mamie. Byłam tak cholernie zła, ale ta kobieta wydaje się na prawdę bardzo fajna i miła. Pełniąc rolę Psychologa nie sprawdzała się do końca, bo twierdziła że za bardzo się wstydziła mówić do nas tak wprost. Gryzło ją to, że ukrywała wszystko przede mną i nie wiedziałam kim dla mnie jest na prawdę. 
Jak większość ludzi, musiała przyznać, że razem z Justinem jesteśmy słodcy i strasznie do siebie pasujemy. Humor Bieber'a znacznie pogorszył się po tak długim czasie spędzonym na kanapie, że widząc jego minę, czas już na serio się żegnać. 
- Do widzenia - powiedzieliśmy w równym czasie i odjechaliśmy z miejsca. Kierowca był tak znudzony czekaniem na nas, że postanowił się zdrzemnąć. 


_________


Dziwnie zakończony rozdział, ale co tam XD 
Wiem, że nie obchodzi was to w ogóle, ale mój ulubiony kabaret dodał mnie do kręgów na Google+. Jaram się niezwykle, bo bardzo ich szanuję i lubię. 
( wiem, bardzo zbędne info ) . Dziękuję za każde komentarze. Cieszę się, że potraficie napisać co robię nie tak, lub co poprawić. 
W poprzednim zapomniałam napisać, że tatuaże przenoszą na drugi dzień, bo nie było czasu, ale napisałam to w tym. Mam nadzieję że wam się spodobał :) 
No więc po wigilii trzeba jakoś nadrobić życzenia więc.. HAPPY NEW YEAR!. Obyście czytali mój blog jeszcze za rok ( lol, dziwnie to brzmi). I w ogóle spełnienia marzeń na nowy rok :) Ja za swoje również zamierzam się ostro wziąć.
no i dziękuję za aktywność na asku tego bloga ( link z zakładce po boku " kontakt " ) DO ZOBACZENIA <3 - no i przepraszam za błędy w pisowni i literówki, bo ostatnio sama nie wiem jak pisać hahahah  ;D

8 komentarzy:

  1. Twojego bloga czytam od wczoraj i tak się wkręciłam że skończyłam dzisiaj czytać cały. Heh i czekałam z niecierpliwością na ten rozdział i myślałam co będzie dalej. Czekam na kolejny i kochana ty masz ogromny talent. Pozdrowionka siostro Belieber <3

    OdpowiedzUsuń
  2. SUPER *.* świetnie, wciągająco piszesz. Nie przestawaj. DUŻO ZDRÓWKA I SZCZĘŚCIA W NOWYM ROKU, spełnienia marzeeń <3 dziękujemy za to wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co napisac, wiec cudowna notka jak kazda ♥ i cudowne tatuaze *-* ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest cudowne i ty jestes cudowna *.* Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  5. czekamy na kolejny rozdział . :)))))))))))))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  6. ty zrób z tego film kocie bo to jest mega wyjebiste; ****

    OdpowiedzUsuń
  7. Инстраграмм являться самой популярной площадкой для продвижения собственного бизнеса. Но, как показывает практика, люди еще чаще подписываются на профили в каких уже достаточное количество подписчиков. Если заниматься продвижение своими силами, потратить на это можно очень немало времени, потому еще лучше обратиться к спецам из Krutiminst.ru на сайт https://beaugeyq76543.azzablog.com/14718369/how-to-get-instagram-followers-rapidly

    OdpowiedzUsuń