wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 35

Nie obejdzie się bez zdjęć w internecie. 

___________________________

Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy dopiero po chwili. Puki co, nie było mi nie dobrze, więc nie narzekałam. Jechaliśmy 10 minut a dopiero wyjechaliśmy na ulicę główną. Nie dość że były zbyt duże zaspy śniegu, by wyjechać normalnie,
to w dodatku wszędzie pełno samochodów. 
- Okej, to jak nazywała się ta ulica? - udało nam się wydostać do głównego zakrętu. 
- Nie wiem, poczekaj. - Zamierzałam poszukać jej w torebce. Chwyciłam ją, ale nie mogłam znaleźć owej kartki. Przeszukałam chyba całą, w każdym miejscu! każda kieszonka! - o nie.. 
- Co jest? - Justin zwolnił. 
- Justin.. chyba musimy wrócić. - skoro nie ma jej w mojej torebce, to na pewno została w pokoju.
- NIEEE!!! - krzyknął przyciskając głowę w kierownicę. Włączył się klakson, a my musieliśmy zawrócić. Ogółem, mogliśmy spokojnie tam pojechać, ale zanim byśmy wrócili, to minęło by kolejne 30 minut, więc zaparkowaliśmy gdzieś na poboczu i sama musiałam się przebiec do hotelu. Fanów nie było, 
więc nie było tak źle. Wybiegłam z auta i pobiegłam do hotelu. Śniegu po kolana, a ja zmachana i mokra wbiegłam do środka, jakby się coś stało. Potknęłam się kilka razy biegnąć po korytarzu, ale w końcu dotarłam do pokoju po stromych schodach, ale lepsze to, niż wolna winda. Otworzyłam go kluczem i zabrałam się za szukanie pieprzonej karteczki. 
Na stoliku nie było. W szufladach komody również nie. Na łóżku, w pościelach, na kredensie, przy lustrze, na ziemi, w łazience, pod prysznicem ani koło wanny też nie! Cholera, teraz zanim ją znajdę! Przeszukałam cały pokój razem z łazienką. Wszystko latało gdzie popadnie. Pościele na ziemi, szuflady razem z zawartościami powyrzucane na ziemię, kosmetyki również gdzieś się walały.
Jednym słowem.. zdemolowałam pokój, w poszukiwaniach jednej kartki. Małej karteczki, która po 10 minutach nadal nie miała zamiaru się pokazać. Jezu, będziemy musieli teraz błądzić? nie pamiętam adresu! 
- Masz ją kotku? - do pokoju przyszedł Justin. - COŚ TY Z POKOJEM ZROBIŁA?! - Wychyliłam się zza szafki obładowana ciuchami z rozczochranymi włosami. 
- Justin... nigdzie jej nie ma! dzień się dopiero zaczął, a już jest pod górkę! szukałam chyba dosłownie wszędzie! 
- TO NIE ZNACZY ŻE MOŻESZ NISZCZYĆ POKÓJ! - Wyglądał groźnie, ale w głębi sam się śmiał. Mnie nie było do śmiechu, ponieważ wszystko dookoła mnie denerwowało. 
Do pokoju przyszedł zawiedziony Kenny. Rzucił gazetę na stół i założył ręce na głowę. Justin w tym czasie znalazł w kieszeni coś do jedzenia. Nie wiem co to było jakaś zapakowana guma, czy coś w tym stylu. 
- Co ona tu robi? przecież jej szukałem! - wyciągnął ją z opakowania i zaczął zajadać. Obrzydliwe, ale to tylko Justin tak potrafi. Nie przejął się gazetą, tylko chwycił ją dopiero wtedy, kiedy Kenny łaskawie kiwnął na nią palcem.
- CO?! - Wypluł wszystko równo z sekundą, w której włożył gumę do buzi. Patrzył  niedowierzaniem i nie wiedział co powiedzieć.  Podniosłam się z ziemi i wyrwałam mu gazetę. 
" Justin Bieber znęca się nad swoją dziewczyną!!! " Co za chory nagłówek!! 
' Nastolatek, Justin Bieber wczoraj rano znęcał się nad swoją ' ukochaną ' Zdjęcia dowodzą, że zakochani nie są tak szczęśliwi jak na innych obrazkach. ' <- takie oszczerstwa zaczęli wypisywać. 
A na dodatek wstawili zdjęcia, które wyglądały na wiarygodne. Pamiętacie jak przewróciłam się, a Justin mnie złapał? Nie uśmiechaliśmy się wtedy, bo oboje mieliśmy złe humory, więc zdjęcie wyszło, jakby Justin mnie ciągnął za sobą, a mnie by się to nie podobało. 
Druga rzecz, to to, że Justin kulał na nogę, więc prasa myślała, że mnie pobił i uderzył się przy okazji. Trzecie zdjęcie, jakie zamieścili, to mój palec w bandażu, oraz wiele innch zdjęć, o których pojęcia nawet nie mam. 
- To jest chore! to jest bardzo i to bardzo chore! nie normalne wręcz!! - Justin porwał gazetę i po raz pierwszy w jego oczach widziałam taki gniew. Odsunął ochroniarza i wyszedł na korytarz. Usiadł na ziemi i zaczął histeryzować. Klnął na wszystko i wszystkich. 
- Justin opanuj się trochę, tu są też inni ludzie! - upomniałam chłopaka, po czym z powrotem wrócił do pokoju. Znów usiadł na ziemi i zaczął się kołysać. 
- Ja im kurwa dam znęcanie się! Ja się będę nad nimi znęcał!!!! - Krzyczał tak bardzo na ile pozwalało jego gardło. Kenny podbiegł do niego i zatrzymał jego pięści, które zaraz pewnie wymierzyły by cios w jakąś rzecz lub ścianę. Nie wiedzieliśmy jak go opanować. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takiej furii. Nie dziwię się. Sama miała ochotę krzyczeć albo coś zniszczyć, kopnąć bądź cokolwiek innego. 
- Zaczęłam płakać, bo nie wiedziałam co się z nim dzieje. Wstał i się otrząsnął. Dopiero potem go przytuliłam. Tak mocno jak mogłam. On robił to samo. Przyciskał mnie do siebie i mocno oddychał. Czułam że był zły, ale w ogóle się nie dziwię. Oboje mamy dość tych pieprzonych plotek, które sięgają zenitu. 
- Chodź. - Pociągnął mnie mocno za rękę i ruszył w stronę drzwi. 
- Ale kartka!!! - odwróciłam się jeszcze w stronę rozwalonego pokoju.
- Mam lepszy pomysł. Zostań tu z Kennym, a ja muszę coś załatwić. Wezmę ze sobą jednego ochroniarza i pojadę. Wrócę niebawem, dobrze? - chwycił mnie za ramiona i patrzył prosto w oczy. Nie wiedziałam jaki ma plan, ale na pewno nic dobrego.
- Justin.. nie rób nic głupiego. - Chwyciłam go za rękawek, kiedy już chciał odejść. Był tak zdenerwowany jak nigdy. Zawsze denerwował się, kiedy słyszał głupią plotkę, ale miał ją w nosie, bo wiedział, że fani mu wierzą, więc nie droczył tematu. Teraz wiem, ze wytwórnia gazety przesadziła. Jesteśmy w Nowym Jorku - miejscu, w którym powstaje ten szmerc. Boję się.


*** Oczami Justina *** 

W dupie im się chyba poprzewracało! nie pozwolę mówić o sobie takich rzeczy! nigdy nie uderzyłbym dziewczyny, choćby nie wiem co mi zrobiła. Rose może mnie pobić, próbować zastrzelić, bić, kopać pluć na mnie, COKOLWIEK! ale nigdy nie podniósłbym na nią ręki! Nie cierpię plotek. Niszczą moje życie mimo tak młodego wieku. 
Mam tylko 19 lat, a już wszyscy mnie nienawidzą. Może Bóg pokarał mnie tym? co z tego że mam cholerne szczęście, skoro tak wiele osób nie może mnie po prostu zostawić w spokoju? cholerni zazdrośnicy. 
Oczywiście musiałem pojechać tam, do tego studia. Ochroniarz nie zna moich planów, ale jako, że jestem wystarczająco dorosły.. poradzę sobie sam, a facet poczeka na mnie w aucie. Ale muszę go mieć przy sobie, na wypadek fanów, jakbym nawet nie mógł wyjść z auta. Podjechałem tam czym prędzej, po drodze w ogóle nie odzywając się do człowieka. 
Nie wiem gdzie to dokładnie, ale prowadziły mnie znaki i reklamy. Dojechałem. Dziwna nazwa gazety od razu rzuciła mi się w oczy, kiedy ujrzałem wielki slogan ten nazwy. Wysiadłem z auta rzucając jeszcze " nigdzie za mną nie idź! " i trzasnąłem drzwiami samochodu. Wbiegłem do budynku, ale od razu przywitali mnie jacyś kolesie. Na głowie miałem kaptur, żeby nikt mnie nie rozpoznał. 
- Przepraszam, czego szukasz? - zatrzymał mnie jeden z nich. Odchyliłem kaptur, a kiedy ujrzeli moją twarz powiedzieli że muszą iść ze mną do głównego redaktora. Chyba nawet oni zauważyli moją złość, ale nawet nie miałem zamiaru jej kryć. 
- Proszę.. zostańcie przed drzwiami. - Potrzebowałem z nim prywatności. Nie chodzi o to, że chciałem z nim porozmawiać. Mogę się odpłacić chociaż przez kilka sekund, zanim jego ochroniarze wparują mu na pomoc. Popamięta Justina Biebera, nie zważając na to, w jaki sposób mnie po tym obsmaruje. Nie pukałem, tylko od razu wszedłem do środka. 
Siedział zadufany facet przed laptopem. Nie był stary.. miał jakieś 30 lat i ostro nasrane w głowie, to tyle. Potrzebuje rozgłosu.
- zadowolony z siebie? - nie znałem tego typa szybciej, ale od razu startowałem. 
- Justin Bieber? no proszę.. - był spokojny i opanowany jak na taką sytuację. 
- Co tam stary porabiasz.. piszesz coś? Oo.. pewnie coś o mnie. Daj poczytać. Albo nie. - zatrzasnąłem mu laptop przed twarzą opierając się całym ciałem nad jego biurkiem. 
- Justin tylko spokojnie. - trochę się bał. Niby facet pewnie mógłby być moim ojcem, mimo to się mnie obawiał. 
- Ja? jestem spokojny. - zacisnąłem zęby i wylałem na niego stojącą obok filiżankę kawy. Syknął z gorąca, ale udawał że nic się nie stało. 
- Proszę wyjść - wstał rozgniewany, na co w ogóle nawet nie drgnąłem. Okrążyłem stół dookoła szybkim tempem i chwyciłem bydlaka za koszulę. Przywarłem do ściany tak mocno jak się da i myślałem że umrę ze złości. Nigdy taki nie byłem, ale czułem się o wiele lepiej. 
- Nie uderzyłbym dziewczyny. Jeśli nie masz o czym pisać, to nie wymyślaj plotek! Kocham ją najbardziej na świecie. - Nie chciałem mu nic zrobić. Chciałem go tylko nastraszyć, ale facet zaczął wołać o pomoc, a sekundę potem do pokoju wparowało trzech facetów. Trzech? Oczywiście mój ochroniarz nie posłuchał mnie, i musiał wkroczyć do akcji. 
Jego ochroniarze chwycili mnie za ręce z tyłu i próbowali wyciągnąć z tego biura. Wyrywałem się całymi siłami, jednak dwóch napakowanych nieźle facetów jest silniejsze niż mój młody organizm. Prawda.. byłem rozgniewany i nie wiem, czy facet nie zgłosi tego na policję, ale mam to gdzieś. 
Dalej próbowałem machać rękoma, ale wtedy Mój ochroniarz przejął władzę. Przegiął mnie przez swoje ramie i leżałem jak kłoda. Czułem się potwornie. Jak dziecko jakieś, czy coś. Wymigałem się z jego ' objęć ' i stanąłem na własne nogi. 
- KURWA MAĆ! - najchętniej rozszarpałbym sobie chociażby koszulkę albo kurtkę, lub cokolwiek, ale nie będę robił scen. Wyszedłem z budynku, a tam oczywiście nie było można przedostać się do auta. Pełno ludzi, w tym oczywiście policja. Nie wiem skąd się dowiedzieli, ale na pewno mam przekichane. 
- Panie Bieber. Co to ma znaczyć? 
- Musiałem porozmawiać. 
- Tak nie wygląda rozmowa. - cholera.. chyba wszystko widzieli przez monitoring. Ale facet widząc moje smutne i rozgniewane oczy, po prostu odgrodził mi korytarzyk do auta żebym mógł odjechać. Fani i anty-fani zostali przed budynkiem, a ja spokojnie razem ze swoim ochroniarzem odjechałem. Kryłem twarz przed paparazzi, ale i tak chyba ją widzieli. Zaraz znów padnie plotka.. 
- Just... - ochroniarz chyba po raz pierwszy w życiu się do mnie odezwał. 
- Ćsiii. - przerwałem mu w połowie wypowiadania mojego imienia. Włączyłem muzykę trochę głośniej, by przegłuszyć swoje myśli. Jednak nic to nie dawało. Tak .. zacząłem płakać. Nie tak po prostu, ale w moich oczach nabierało się co raz więcej łez i gniewu. Nie już znosić takiego życia. Ja też mam uczucia, i też jestem człowiekiem. 
Po drodze człowiek w ogóle się do mnie nie odezwał. W sumie nawet dobrze, bo pewnie miałbym zachwiany głos, gdybym odezwał się chociaż a sekundę. Podjechałem pod hotel, w którym aktualnie przebywam. Pieprzona winda.. popatrzyłem na nią przez chwilę po czym zadecdowałem się iść schodami. Było ich bardzo dużo, ale wolę to od windy. Wdrapałem się ledwo! Ochroniarz otworzył mi drzwi ( jak bym sam rąk nie miał ) 
i poszedł do swojego pokoju. Zawiedziony wszedłem do tego pokoju z opuszczoną głową. Wyglądałem jak by mnie ktoś na serio zgwałcił, bądź cokolwiek innego. Czułem się jeszcze gorzej niż wyglądałem. Miałem podkrążone oczy i zawiedziony wyraz twarzy.
- Coś ty zrobił Justin .. - Dziewczyna podeszła do mnie ze skruchą. Przytuliła mnie a wtedy to już całkiem się rozpadłem. Zacząłem w środku płakać. Próbowałem nie dać tego po sobie poznać, ale i tak po policzku co chwila spływała mi jedna z łez. Dziewczyna też nie miała humoru, i widząc moje łzy również zaczęła płakać. 
- A ty, czemu płaczesz? - ręką otarłem jej łzy. 
- Bo jestem dziewczyną - zaśmiała się - ta sprawa dotyczy również mnie. - z powrotem ją przytuliłem i nie chciałem puścić. Znów to cholernie miłe uczucie, kiedy wiem, że jestem odpowiedzialny, a ona przy mnie bezpieczna. 
- Przepraszam Rose. Znów nie poruszyliśmy sprawy twojej mamy. - znów spuściłem na dół głowę. Podniosła ją, popatrzyła w moje oczy i z powrotem mnie przytuliła. Mam nadzieję, że sprawy z jej mamą rozwiążą się szybciej, niż sami się spodziewamy. 
Położyliśmy się na kanapie, a ja z powodu wykończenia mózgowego położyłem się bliżej niej. Jakby to ona była chłopakiem w tym związku. Najchętniej bym teraz tak zamarł na jakiś czas. Leżałbym w jej przytulnych objęciach przez jakiś czas. Chyba nie wypali, ponieważ do pokoju przyszedł Kenny z jakimiś ludźmi. W tym ze Scooter'em. 
- Justin.. musimy ci jakoś pomóc. - zaczął menager. 
- Co wy tu robicie? - miałem na myśli Scooter'a i jakąś kobietę. 
- Czytałem nagłówki gazet i wiem, że to wszyscy bzdura. Przecież was znam. Zawsze ci pomagałem, i tym razem nie pozwolę, żeby było inaczej. Wróć proszę do domu! - nalegał. 
- Nie jadę nigdzie. Muszę coś zrobić, ale nie mogę, bo wiecznie mi ktoś przeszkadza - usiadłem skulony i przykrywałem się poduszką, żeby nie widzieli znów moich oczu. 
- Dobrze. Ale pozwól nam sobie pomóc. 
- Po co tu przyjechałeś? 
- Nie mogę siedzieć tam bezczynnie patrząc jak media cię przerastają. Poznaj panią psycholog! - wskazał rękę na ową kobietę. Uśmiechnęła się miło i dalej stała jak słup. 
- Nie chcę psychologa. Chcę spokój i chcę Rose. 
- Justin nie marudź! - być może ta kobieta na prawdę się przyda? Może nam pomoże. Oby tylko nikt się o ty m nie dowiedział, bo znowu padnie jakaś plotka że Justin Bieber nie radzi sobie z niczym. 
Wstałem i przywitałem się z nią. Była strasznie strasznie dziwna. Podała mi rękę, a Rose przytuliła. Okej.. mam nadzieję, że to po prostu jej zwyczaj. Mam nadzieję, że pani psycholog, to nie jest żadna wariatka. 
- Dziś.. nie wolno ci się niczym przejmować. Musisz odpocząć od całej sytuacji, dlatego masz dzisiaj cały wolny dzień. - Uśmiechnąłem się na samą wieść o tym, bo wiem, że mogę jechać pod ten adres! 
Szybko ogarnąłem się z wyglądu, a Rose zrobiła to samo. Całkiem zapomnieliśmy o tym, żeby poszukać tej karteczki. Zabraliśmy się za szukanie, kiedy do pokoju wparował Kenny. 
- Justin! Zapomniałem wam powiedzieć!! - był zdyszany, jak by biegł po tych schodach zamiast jechać windą. 
- Tak? 
- Całkowicie zapomniałem stary. 
- NO ALE O CZYM?! 
- Sprzątaczka weszła do waszego pokoju i w progu leżała karteczka. Był jakiś adres, więc pomyślałem, że warto ją wam oddać. - podał mi kartkę, na co razem z Rose wpadliśmy w szał. 
Dziewczyna szukała tej kartki przez 15 minut, wywracając nasz pokój w piekło, i teraz oboje przeszperaliśmy wszystko podwójnie, a ten sobie przyjdzie dopiero teraz z tą karteczką?! 
- Oddychaj Justin.. oddychaj stary ... - powtarzałem sam do siebie. Wyrwałem wręcz tą kartkę z jego ręki i mogliśmy w końcu jechać.  Było już ciemno, bo wybiła godzina 17:12, ale nic nie stoi na przeszkodzie. W DROGĘ! ( nareszcie ) 

__________________

mało komentarzy, mało wyświetleń :( o wiele mniej niż wcześniej. Na pewno czyta to 38 osób? 
GŁOSUJCIE W ANKIECIE PO LEWEJ! :) 

3 komentarze:

  1. ♥ jejku jakie to było super !! Pojebany ten redaktor ;-: (tak wiem wczuwam się :D)

    OdpowiedzUsuń
  2. Meeega! Cudo, boskie ! Me gusta no ♥

    OdpowiedzUsuń