Przepięłam się pasami, rozsiadłam i mogliśmy ruszyć. Ehh, kolejna ciężka noc.
____________________________
- Justin..
- O nie! nie mów tylko, że ci nie dobrze! uchyliłem okno, włączyłem klimatyzacje, ściągnęłaś kurtkę, a na dworze jest 0 stopni.. Nad wszystkim panuję. Nie mów tylko, że ci nie dobrze! - Justin już był na to przygotowany.
Na szczęście nie to mnie gnębiło.
- Nie Justin. Chce mi się spać.
- Jednak nie panuję nad wszystkim. Mogę cię rozbudzić, tylko nie zasypiaj! - Juss włączył radio na całą parę, co trochę mnie przebudziło. Oczy nie zamykały mi się same i funkcjonowałam normalnie.
- ŚCISZ TROCHĘ !!!
- NIE, BO ZAŚNIESZ! - zaczęłam się śmiać, a plan Justina najwyraźniej podziałał. Po chwili już w ogóle nie chciało mi się spać. Postanowiłam zatańczyć. A CO! nie ma to jak tańczyć na siedząco w samochodzie o 3 w nocy.
- Dobra.. jesteśmy prawie na miejscu.
- Justin, umieram!! - byłam tak śpiąca, że nie wiem, czy w ogóle dam rady ustać na nogach.
- Damy radę. No chodź - uśmiechnął się i wysiadł. Poszedł od drugiej strony i wyciągnął mnie wręcz z auta. Na miejsce dojechaliśmy dopiero o 11:12 ( dokładnie ) Wypadłam z auta ledwo stawając na nogi. Oboje z Jussem, zachowywaliśmy się, jak naćpani.
Boję się, że z całej tej rozmowy z ' rodzicami ' nic nie zrozumiem, bo będę zbyt zmęczona.
- Nie uważasz że powinniśmy przyjść jak się wyśpimy? - Nic nie odpowiedział, tylko pchał mnie za plecy pod same drzwi domu.
- Jestem z tobą. - chwycił mnie za rękę, wziął oddech i lekko zapukał w drzwi. Po chwil uchyliły się, i ujrzałam widocznie zawiedzioną mamę.
- Rose.. Justin.. Wejdźcie - otworzyła drzwi i wpuściła nas przodem. Justin nie wiem czemu, ale wolał się nie wcinać. To chyba z jednej strony nawet dobrze.
- Cześć mała - uśmiechnął się do małej Megan i poszli razem do pokoju, jak strzelam - SIĘ BAWIĆ. Nie przejęłam się tym, tylko od razu przeszłam do rozmowy.
- Jak się czujesz? wyglądasz marnie - mama znów udawała że się martwi.
- długo nie spałam.. tyle. A teraz, chcę wiedzieć DOSŁOWNIE wszystko na temat tego, że nie jestem waszym dzieckiem. Jak mogliście? - znów czułam ten przykry humor jaki panował gdy Justin mnie nie rozśmieszał.
- Twoja prawdziwa mama i ja.. przyjaźniłyśmy się, kiedy byłyśmy w twoim wieku. Była w ciąży w wieku zaledwie 17 lat a twój ojciec nie żyje. Miał wypadek od razu po tym, jak dowiedział się, że masz przyjść na świat.
- Co w związku z tym?
- Nie chciała cię urodzić. Chciała zrobić wszystko, żebyś nie przyszła na świat - w oczach pętliły się łzy. - prosiłam ją, żeby tego nie robiła. Urodziła cię, ale chciała oddać.
Nie mogłam znieść tego, że tak małe życie może być gdzieś, gdzie pewnie będzie nieszczęśliwe. Ostro pokłóciłyśmy się, ale nadal walczyłam zawzięcie.
Sprawa w sądzie wyznaczyła twój dalszy los - trafiłaś do nas.
- Dlaczego nic do cholery mi nie powiedzieliście?! żyłam tyle lat w błędzie, nawet nie wiedząc kto mnie urodził!! - popłynęła mi pierwsza łza po policzku. Zimna łza po zmarzniętym policzku.
- Przepraszam kochanie..
- Tato.. byłeś przecież dla mnie ważniejszą połową życia! dogadywałam się z tobą bardziej niż z wszystkimi innymi. Dlaczego mi to zrobiłeś? Przecież gdybym wiedziała od początku.. nie byłabym teaz tak bardzo zawiedziona!
- Ale my cię kochamy, i chcemy jak najlepiej - w końcu się odezwał.
- Jak najlepiej? Patrz! Spójrz tylko jaka teraz jestem szczęśliwa. Mam najlepiej?
- Dalej będziemy cię kochać.. nawet jeśli teraz nas znienawidzisz, to wiedz, że do tego domu masz wstęp już do końca życia. - mama kompletnie się rozkleiła. Boże! najchętniej bym ją teraz przytuliła, ale nie mam odwagi tego zrobić po tym, jak oboje mnie potraktowali.
- Jak mogę ją odnaleźć? - Ogarnęłam się nieco, zgrywając silną, odważną kobietę. Może w tej chwili na taką wyglądałam.. ale kompletnie się tak nie czułam. Czułam się ograniczona i słaba. W każdej chwili można mnie zranić jednym słowem.
- Nie mam z nią kontaktu odkąd się urodziłaś.. nie mam pojęcia.
- Ja muszę ją znaleźć! koniecznie! nie obchodzi mnie jak, ale muszę się z nią spotkać! - byłam co raz bardziej uparta. Tata wstał, podszedł do starego biurka i wyciągnął z szuflady karteczkę. Wstałam i ruszyłam w jego stronę. Podał mi ją do ręki a ja rozłożyłam ją.
Był tam numer telefonu i jakiś adres.
- Czy ona.. mieszka tam? - powiedziałam ciszej.
- Nie wiem. Tą kartkę dała nam 18 lat temu. Ten numer telefonu już na pewno nie jest aktualny, ale może adres? może chociaż coś wam pomoże.
- Dziękuję ta.. - Już chciałam powiedzieć ' tato '. - dziękuję. - odparłam po chwili.
- Nie chcemy źle. Jeśli tak bardzo chcesz, odnajdź swoją prawdziwą mamę. Masz przy sobie odpowiednią osobę do tego. Jest wyrozumiały i dorosły. Raczej nie do końca dziecinny. Pójdź do niego. - usiadł na fotel załamując ręce.
Tak zrobiłam.. poszłam do swojego starego pokoju, w którym aktualnie siedział chłopak z młodszą siostrą. Nie weszłam do środka, tylko bacznie przysłuchiwałam się temu, co mówią.
- Jerry! - głos Justina. Cholera jakich słów on używa przy dziecku!!
- Nie chce ustać! - tym razem to głos Megan. Przybliżyłam się do drzwi, ale dalej nie miałam zamiaru się pokazywać.
- Stój jerry! jeszcze trochę! - JEZUS MARIA CO ONI TAM ROBIĄ!? Tym razem weszłam.
- YHH! ARRR!!!!
- Co wy robicie?! - byłam przerażona.. w końcu mała ma 4 latka, a on? 20!
- Bawimy się - uśmiechnął się podnosząc w górę małą figurkę brązowej myszy KLIK. Nie chce ustać - zrobił smutną minę, po czym uśmiechnął się do mnie, wiedząc co mam na myśli.
- Boże drogi - odetchnęłam z ulgą siadając obok małej siostry.
- Ah ty zboczuszku - zaśmiał się pod nosem i podniósł się z ziemi. NIE, MÓJ CHŁOPAK W OGÓLE NIE JEST DZIECINNY!
- Rose!! - mała od razu padła mi w ramiona. Ahh, gdyby tak mała osóbka mogła zrozumieć wszystko, co dzieje się dookoła. Ale to chyba nawet dobrze.. zazdroszczę jej tego, że nie musi się o nic martwić.
- NIE CZUJĘ NÓG!!!!!! - Justin musiał oczywiście zwalić całą podniosłą sytuację swoimi zażaleniami. - NIE CZUJĘ TĘTNA! - chyba zbyt długi w zbyt wąskich spodniach czas siedział na ziemi. takie są tego skutki.
- Nie pojedziesz już nigdzie? - widziałam jej smutną minę.
- Niestety Megan, muszę jechać. - przytuliłam ją ponownie. - Do zobaczenia mała, daj buziaka - uśmiechnęłam się blado i wystawiłam usta.
- Wujek Justin też chce - Juss podleciał szybko i koniecznie też chciał buziaka. KLIK. Mała w ogóle się nie sprzeciwiła. Co dziwne, bo zawsze była nieśmiała.
Spakowałam jeszcze niektóre rzeczy z mojego pokoju i mogliśmy wreszcie stamtąd wyjść.
- Do widzenia - machnęłam na wyjście, a Justin powiedział to samo, tylko grzeczniej.
- Nie musisz być już dla nich grzeczny.
- Ależ muszę.. dopiero co mnie polubili - zaśmiał się poprawiając mi przy tym humor. Dokładnie wie, że nie czas teraz na żarty ale robi to wszystko żebym się nie smuciła. Odjechaliśmy autem najpierw do sklepu po coś do jedzenia na noc, a potem do Justina starego domu, którego nie wiem czemu, jeszcze nie sprzedał.
- Znów będziemy tylko sami . - powiedział w progu, rzucając klucze na stół. W domu było cholernie zimno, brr! ciekawe w jak długi czas ten ogromny dom się ogrzewa. Na pewno bardzo długo.
- Yhymm . - Rzuciłam gdzieś torebkę i od razu usiadłam. Jak wiadomo było mi nie dobrze. Mam już dosyć tej przeklętej choroby!!!
- Obejrzymy coś? - zaproponował.
- Tak jak za tamtym razem? - zaśmiałam się.
- Dzisiaj będę grzeczny. - Tak o to postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Sama nie wiem jaki nosił tytuł, ale oboje byliśmy w niego zapatrzeni. W połowie filmu nadchodziła scena gdzie bohater ( w tym przypadku jakieś dziecko ) przemawiało ' fuuj, nie wiem jak można całować się tyle razy dziennie! to obrzydliwe! ' - co ten chłopiec mógł wiedzieć, mając zaledwie chyba 7 lat?
Justin szybkim ruchem podniósł się z kanapy i od razu mnie pocałował. Tak namiętnie jak nigdy.
- A to za co?
- Chciałem udowodnić temu malcowi, że to nie jest obrzydliwe - zaśmiał się i dalej oglądał w spokoju. Nie wiem co ten Bieber ma w głowie, chcąc udowodnić dziecku które słowa opierał na scenariuszu, że całowanie nie jest obrzydliwe, ale niech mu będzie.
Ostatnia scena była przesłodka, kiedy ojciec tego chłopca oświadczał się swojej wybrance. Tak się wczułam, że aż miałam łzy w oczach. Wychyliłam się do przodu i praktycznie nie biorąc oddechu, obserwowałam ekran. W tym samym czasie Justin najwyraźniej się nudził. Machał głową w boki, obserwując ściany. Nie chciałam nic mówić, tylko siedziałam dalej wgapiona.
Chłopak zaczął wędrować palcami po moim udzie.
- Justin, nie teraz! - odepchnęłam jego rękę, w ogóle nie odrywając wzroku od filmu
- Ale ja się nudzę...
- Powiedziałeś, że nie skończymy tak jak ostatnio przy oglądaniu filmu.
- Nie lubisz tego?
- Nie że nie lubię. Ale teraz oglądam. - wyznałam sucho
- Nie daj się prosić.. - przegryzł dolną wargę dalej kładąc na mnie dłoń. - Proszę...
- Justin, nie. - Nie to, że nie chciałam się z nim kochać, ale ten film za bardzo mnie wkręcił, poza tym.. jakoś tak nie miałam akurat teraz na to ochoty.
- To chyba zostaje jedno..
- Tak? co takiego? - w końcu na niego spojrzałam.
- Muszę cię zgwałcić - zaśmiał się udając, że w ogóle go to nie śmieszy. Zaczęłam się śmiać, ale i tak odwróciłam głowę w stronę filmu. - NIE ZAPRZECZYŁAŚ! - dokończył uradowany.
- Justin..
- Nie mów, że mój urok na ciebie nie działa.. - przysunął się bliżej.
- Nie. - odpowiedziałam sucho, mając nadzieję, że zrobi zaraz coś seksownego.
- A teraz? - odgarnął włosy jedną ręką i pocałował mnie w szyję. Przymknęłam oczy, i teraz musiałam już ulec. Byliśmy na łóżku, więc nie musieliśmy nigdzie iść. To była przecudowna noc! KLIK
*** Oczami Justina ***
Mówiłem już że ją kocham? Jeśli nie.. to wiedzcie że ją kocham. Przecież to jest dziewczyna idealna! tylko ona tak bosko potrafi śmiać się ze mnie, kiedy robię z siebie debila, ale jak widać, opłaca się tak robić.. przy najmniej nie myśli o tym co złe.
Nie jestem jakimś specem od pocieszania, bo nigdy nie wiem co powiedzieć. Ale potrafię rozśmieszyć, a wtedy to już sukces.
Obudziłem się o 11, a Rose jeszcze smacznie spała. Znów, jak za każdym razem, nie miałem serca, by ją obudzić. Jeszcze może śnić o mnie! Co wtedy? Jak ją obudzę to pewnie najpiękniejszy sen świata przeminie. hahahaha.
Wstałem i pierwsze co, to na wszelki wypadek się ubrałem. Poszedłem do kuchni przygotować coś do jedzenia. Jako, że potrafię tylko naleśniki.. nie zabraknie ich dzisiaj na stole. Muszę w końcu nauczyć się gotować inną potrawę, a nie tylko te naleśniki. Chociaż.. kto nie lubi naleśników?
Wszystko leżało na podłodze, ponieważ strasznie bałaganię. Dobrze, że nie widzi tego mama. Mimo że mieszka gdzie indziej, ot i tak krzyczy, kiedy w domu mam bałagan. Gdzie tu myślenie?
Olej rozlany na podłodze, wszędzie pełno mąki, ale jedno jest pewne! Naleśniki będą dobre.
- Dzień dobry księżniczko - do kuchni weszła zaspana Rose.
- No cześć - ja tu do niej ' księżniczko ' i uśmiechnąłem się i spojrzałem na nią uroczo, a ta w dresach, grzebiąc w zębie mówi mi ' no cześć '. hahahha
- zrobiłem naleśniki! - walnąłem przyjazny okrzyk, wyciągając talerz przed jej twarz. - Coś się stało?
- śpię. - wyznała z zamkniętymi oczami. Chwyciła naleśniki i planowała zanieść je na stół w pokoju. Tak.. tylko planowała.
Po dwóch krokach usłyszałem pisk, i dziewczyna wylądowała na ziemi.
- MOJE NALEŚNIKI!! - wychyliłem się zza wysokiego stołu w jej stronę.
- MÓJ PALEC! - odpowiedziała tym samym akcentem, tylko że głośniej. Podbiegłem do niej z drugiej strony.
- Jezus Maria, żyjesz? - no pięknie.. miała zwichnięty i trochę rozcięty palec. Myślałem że oszaleję. A wiecie co? wszystko przez ten pieprzony olej, który wylał się na podłogę. Gdyby nie on.. już dawno jedlibyśmy spokojnie naleśniki. O Cholera, co ja narobiłem?
- Ałć! - Leżała skulona i chowała rękę.
- Pokaż - chwyciłem ją delikatnie za dłoń, ale powiedziała, że nie może nią ruszać. Przeraziłem się i zadzwoniłem po lekarza.
- Justin, nie panikuj, zwichnęłam palec.. jeszcze nie umieram - zażartowała widząc jak się denerwuję. Miała rację.. to tylko palec, ale czułem się, jakby to mnie bolał. Nie mogłem znieść tego, że to ją boli.
Lekarz kazał jej siedzieć w miejscu dopóki nie przyjedzie. Nie czekaliśmy długo. Mam prywatnego lekarza, więc do domu przyjeżdża w 5 minut..
Najpierw zapukał do drzwi, ale nie poszedłem ich otworzyć, tylko krzyknąłem, że sam wszedł. Po cholerę mam iść taki kawał do drzwi?
- Dzień dobry. - podszedł do nas szybkim krokiem.
- Dzień dobry.
- Co się stało?
- Na podłodze było trochę oleju. Poślizgnęła się i upadła. Trzymała talerz, więc rozbił się i ją skaleczył. Chyba go zwichnęła. - Schwyciłem się za głowę. Widziałem jak leży na ziemi. JEDEN PALEC, A JA DOSTAJĘ ZAWAŁU!
Usiadłem obok Rose i rozmawialiśmy, żeby zapomniała o palcu. Nie mogę patrzeć na takie rzeczy, więc w czasie, kiedy lekarz zakładał jej opatrunek.. jak mała dziewczynka zakrywałem oczy, ale i tak mnie to bolało.
Robił to chyba 10 minut, a Rose posłusznie leżała. Powiedziała że jej się nudzi, ale co mam zrobić? może zacząć z nią tańczyć? hahaha. Na pytanie czy mocno ja boli powiedziała " Da się wytrzymać. Bardziej martwi mnie fakt, że leżę na oleju ". Wiem że to nie na to czas, ale musiałem się zaśmiać.
- Dziękuję panu - ścisnąłem jego rękę kiedy było po wszystkim. Nie było tak źle.. Jakoś to wytrzymałem. Dziewczyna trzymała się lepiej ode mnie, ale mniejsza.
Podniosła się z ziemi, i musiałem ją przytulić. To nic, że była cała od oleju, mąki i trochę od krwi. Najwyżej się przebiorę.
- Przepraszaaaam. To ten olej. Zawsze wszystko brudzę jak coś robię.
- Nie szkodzi, przecież nie amputują mi ręki. Mam tylko bandaż i będę mogła go ściągnąć za jakiś czas. Spokojnie - pocałowała mnie i poszła do łazienki się przebrać. Szła zbyt seksownie żeby nie pójść za nią. Poza tym... cały byłem w oleju kiedy musiałem pozbieram naleśniki z ziemi.
Przebraliśmy się, i mogliśmy szykować się, na kolejną podróż. Muszę tylko powiadomić Scooter'a. Postanowiłem zadzwonić od razu.
: Hej Scooter! Będę teraz rzadko w domu..
: dlaczego to? - był jakiś taki nijaki.
: Postanowiłem pojeździć trochę i spędzić czas z fanami. Będę z Rose sam nie wiem gdzie, ale nie martw się o nas.
: jeśli będziesz potrzebował ochroniarzy, to dzwoń do Kenny'ego. - nie zabronił mi tego, bo nareszcie jestem pełnoletni i nie muszę sie pytać, tylko mogę oznajmiać, że mnie nie będzie. Piękne życie po 18-stym roku życia.
: Pewnie. Przekaż mamie, okej? nie chcę żeby dzwoniła do mnie 10 razy dziennie kiedy będę.
: Okej. Pilnuj Rose! - dodał pod koniec po czym się rozłączyłem. To chyba logiczne, że będę jej pilnował. Przecież ją kocham.
- Teraz musimy się spakować tak, żeby potem nie żałować, bo te rzeczy będziemy tachać z hotelu do hotelu.
- Okej. - uśmiechnęła się i poszliśmy w bagaże. Wziąłem na serio najpotrzebniejsze rzeczy. Nie brałem dużo ubrań, bo wiem, że zawsze mogę je sobie kupić. Rose tak samo.. więc nie ma po co ich ze sobą tachać. Zabrałem ładowarkę do telefonu, lakier do włosów, bielizny itp. Z Rose to była oczywiście inna bajka.
Dziewczyna zabrała Kosmetyki, kilka ubrań, bielizny, kolczyki i naszyjniki, rzeczy potrzebne do włosów, których nazwy nie znam.. w większości nawet nie wiem do czego służą dokładnie. DZIEWCZYNY..
- Jesteś gotowa? - zacząłem w progu.
- Tak. Justin.. dalej nic nie zjedliśmy..
- Możemy kupić coś po drodze? Tu i tak nic nie ma ..
- Pewnie. - Ubraliśmy się grubo jak na zimę i poszliśmy do auta. Znów musiałem wszystko nagrzewać. Klimatyzacja, spojrzałem ile stopni, uchyliłem jej okno, pociemniłem szyby.. tak, żeby nie było jej nie dobrze.
Chyba się udaje, bo dziewczyna po 15 minutach jazdy w ogóle nie narzeka.
- Na karteczce jest napisane " New York East Street " Więc to nie jest aż tak daleko. 2 godziny drogi stąd i będziemy na miejscu. Oby to była dobra ulica. Tylko jak znaleźć dom?
- Najpierw musimy pójść do hotelu zapoznać się z kawałkiem tego miasta, wtedy możemy odszukać tą ulicę, a wtedy zajmiemy się domami. Nie może być ich przecież tam tak wiele.
- Słusznie.. - Tak o to pojechaliśmy w świat, którego koniec zapowiadał się za nie całe 2 godziny. Jechaliśmy gdzieś do Nowego York'u. To miasto Rose kojarzy pewnie nieco koszmarnie. To przez to miasto wracała wtedy sama do domu. Źle to wspominam.
Zapowiada się fajna droga, tym bardziej, że Rose nie jest już śpiąca i jest widno. Przy najmniej nie będę nudził się sam po drodze. Jeszcze odnajdziemy tą kobietę. Swoją drogą, sam jestem ciekawy czemu zostawiła Rose i co z jej tatą...
Może to nie moja sprawa, ale i tak muszę jej z tym pomóc. Życzcie nam powodzenia.
____________________
Strasznie krótki ten rozdział.. jak zwykle -.- W notatniku się wydaje o wiele dłuższy. No więc.. dziękuję za komentarze, mimo że jest ich tak mało to i tak cieszą jak cholera.
Dziękuję że jesteście <3 i za tyle wyświetleń i w ogóle. MUA ! <3
Ostatnio piszę dość śmiechowo, więc teraz chyba zacznę pisać poważniej. W sumie nie wiem.. napiszcie mi, czy lepiej jak wszystko jest na śmiesznie, ty jak jest poważnie? :)
( Nowe obserwowanie podeszło *-* )
kooocham to !! *.*
OdpowiedzUsuńŚwietne (: pisz różnie;c kocham się śmiać, a tak przynajmniej zapamiętam Twojego bloga na długie lata:33 i może kiedyś będzie dla mnie inspiracją ;D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, wcale nie jest taki krótki jak ci się wydaje. Jak dla mnie to lepiej pisz śmiesznie bo kocham się śmiać ;) Ale coś poważnego też dawaj :)
OdpowiedzUsuńHahah nie no je.. ups.. spadłam z krzesła
OdpowiedzUsuńrozcięty palec
zboczone myśli Jerry
hahah hhaha nie no suuper rozdział :)
Mam nadzieje że odnajdzie swoją biologiczną matke :ale też pogodzi się z "rodzicami" ;)
Mówiłam już że Cię kocham ?
- niee? to teraz to mówie
Koocham Cię <3<3<3<3<3<3<3<3<3
Anana
xoxo
śmiech to zdrowe
Usuń!!!
ja wole na wesoło :)) :****
a ja dziękuje że dla nas piszesz <3<3<3
Cieszę się że przybyło ci wyświetleń i obserwatora <3<3<3
Anana
Na prawdę twoje rozdziały są coraz lepsze :D i dużo w nich śmiechu. Na serio masz talent do pisania.Ale niech powrócą scenki +18 :D bo to miało to coś xd
OdpowiedzUsuńnie mogę przywrócić scenek +18, kiedy większość z was za nimi nie przepada. Niech przeważa większość :)
OdpowiedzUsuńKolejny cudowny rozdział !
OdpowiedzUsuńJEEJ<3
OdpowiedzUsuń30 year-old VP Accounting Arthur Rowbrey, hailing from Brandon enjoys watching movies like "Dudesons Movie, The" and Flag Football. Took a trip to Madriu-Perafita-Claror Valley and drives a Mercedes-Benz 540K Special Roadster. sprawdz to
OdpowiedzUsuń