sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 25

Obok niej oczywiście siedział jej mąż. 
_______________________________________

Bałem się tego co będzie dalej. Bałem się, że za chwilę Rose może zalać się łzami ponownie. Nie wiedziałem w ogóle jak mam się zachować.
- Wszystko będzie dobrze - odezwał się jej ojciec. Spojrzał najpierw na nią, potem na mnie. Zrobiło mi się niezręcznie więc uśmiechnąłem się przez smutek za razem 
z wyrazami współczucia. Siedzieliśmy w lekkiej ciszy. Nie wypadało mi nic mówić, bo pewnie cokolwiek bym powiedział, odwróciłoby się przeciwko mnie. 
Ważne, że mnie (chyba) lubią. Tak! bardzo zwracam na to uwagę. JAK MOŻNA MNIE NIE LUBIĆ ! KLIK ( nie, nie jestem ani samolubny ani skromny ) 
- Tato, Justin? czy ja .. mogę zostać z mamą sama? - wyjęknęła dość ledwo obracając się w naszą stronę. TYLKO NIE TO! nie chcę siedzieć na korytarzu z jej ojcem. Występowałem przed milionami ludzi, zna mnie chyba cały świat, ale boję się zostać z tym facetem sam na sam. 
- Chodźmy - facet położył rękę na moim ramieniu, i posłusznie opuściliśmy salę. Oby się pospieszyły. Ciepło mi, nie wiem co mam robić z rękoma, ani gdzie się patrzeć. 
Wszystko nagle nie ma sensu. Usiadłem na krzesełku i chwyciłem się za głowę, by uniknąć spojrzenia. po chwili jej ojciec zrobił to samo. 
- Nie mieliśmy okazji szybciej porozmawiać.. - zaczął, na co nie wiedziałem co odpowiedzieć. Najchętniej chwycił bym w tej chwili komórkę, ale to nie wypada. Cholera, Rose, szybciej! KLIK
- Justin.. ja wiem, że mimo, że masz wiele na głowie, to .. jesteś poukładanym chłopakiem. Chroń ją. - był śmiertelnie poważny. 
- Tak robię... kocham ją, i będę przy niej już zawsze - wytłumaczyłem.
- Nie jestem wróżką, ale pamiętaj. " COLLINS " - Dziwnie to zabrzmiało. 
- Co Collins? 
- Po prostu to zapamiętaj, dobrze? wiem, że przyda się to wam. - WTF, koleś plecie mi jakieś nazwisko i nawet nie powie o co chodzi? Nie zapomnę, ale zawsze będę zastanawiał się, po cholerę mi to powiedział. Brzmiało tajemniczo.
- Oczywiście proszę pana. - spojrzałem na niego z powagą KLIK
Byliśmy przez chwilę cicho. Wtedy chwyciłem za telefon.  Ile dałbym, żeby w tej chwili dostać sms'a. Ale nic, jak zwykle pusto. Scooterowi nic się nie przypomniało, a mama nic nie chciała. 
Całę szczęście, że wtedy z sali wyszła Rose. Była cała rozmazana i zmęczona. Widziałem to po jej oczach. Stała tak bezbronnie w przydługawym sweterku. Wstałem i natychmiast ją przytuliłem. Jej ojciec przeszedł koło nas i poszedł do sali. 
Rose po długich namysłach poszła dalej do swojej mamy. Nie chciałem się wtrącać, bo i tak już było mi niezręcznie przez całą sytuację. Wykorzystałem to, i poszedłem do pokoi innych dzieci. Była ze mną pielęgniarka oraz dyrektor szpitala. Nie wiem po co do mnie przyszli, 
ale od razu znaleźli kogoś, kto będzie wszystko nagrywał. Poprosiłem, żeby kamerzysta nie chodził za mną co do kroku. Wiem, że wtedy dzieci nie chcą powiedzieć mi o wszystkim, i czują się nie komfortowo. Poza tym, chyba nie każdy musi koniecznie słyszeć co mówię. 
Przy pierwszym łóżku leżała dziewczynka. Nie miała włosów, przez raka. 
- Cześć skarbie!! - musiałem się dużo uśmiechać, by przynieść jej dużo energii. - Jak się czujesz? 
- Justin Bieber?! - mała mimo że miała jakieś 6 czy 7 lat, od razu mnie rozpoznała. Jak z resztą wszystkie dzieci. Od razu zareagowały energią, kiedy tylko wszedłem do ich pokoju. Na jedno pomieszczenie przypadało 7 dziecięcych łóżek. 
- Trzymasz się tu jakoś? - uśmiechnąłem się do niej siadając na jej łóżku. Starałem się ignorować ekscytację na mój temat, żeby nie była taka spięta tym faktem. 
- Czuję się już dobrze, czasem tylko źle się czuję. 
- Ooo, będzie dobrze! - schyliłem się i pocałowałem małą w czoło. Dała mi energię na cały kolejny dzień! Rozpłakała się, ale nie mogłem zrobić nic innego jak ją przytulić i podejść dalej. 
Przy kolejnym łóżku leżała druga dziewczynka. Miała zaledwie dwa latka i już walczyła z tą popieprzoną chorobą. Gdyby istniała jedna na świecie osoba która potrafi odwołać choroba, dałbym jej chyba cały majątek życia, żeby to zrobiła.
Wziąłem ją od razu na ręce. Kamerzysta od razu podszedł. Inne dzieci usiadły obok mnie na łóżku. 
- Widzicie jaka słodka? - powiedziałem do pielęgniarek. Położyłem małą po chwili i przybiłem piątkę, z każdym dzieckiem. Najstarsze miało jakieś 10 lat. Pomyśleć, że to tylko jedna z bardzo wielu sal w tym szpitalu. Boli mnie serce, że muszę je zostawiać. Widziałem jak płaczą. 
Chciałem potrzymać je chociaż na kolanach. Sprawić, że na ich ustach zostanie uśmiech.. chociaż na chwilę. W drzwiach stanęła dalej zapłakana Rose. Założyła ręce na piersi i uśmiechała się, widząc jak dobrze dogaduję się z tymi dziećmi. 
Sama widziała, że na prawdę jestem dobrym człowiekiem, czemu więc inni nie mogą tego pojąć?! Wstałem, pożegnałem się ze wszystkimi i podszedłem do Rose i dyrektora całego szpitala. 
- Dziękuje panie Bieber. Dzięki panu te dzieci na pewno będą szczęśliwe przez kolejne dni. Możemy prosić o autograf? Oczywiście.. jeśli nie ma pa nic przeciwko. - odezwał się starszy. 
- Oczywiście! - Co jak co, ale Bieber ma głowę na karku! zawsze mam ze sobą długopis. Fanów można spotkać w różnych miejscach. Jak widzicie nawet w szpitalu, wśród małych dzieci. Dałem autograf, pomachałem dzieciom na do widzenia, i razem z Rose ruszyliśmy do wyjścia. 
- Uśmiechasz się - stwierdziłem chwytając ją za rękę. 
- Dlaczego bym nie miała? 
- Wiesz.. jesteśmy w szpitalu .. u twojej mamy .. - Na prawdę nie rozumiała? 
- Samą wizytą dajesz energię, widziałam jak te dzieci wyraźnie się cieszą na twój widok, to cudowne - uśmiechnęła się zaciskając moją dłoń. Ruszyliśmy do windy. Chwilę potem wyszliśmy już ze szpitala. 
- Gdzie teraz? - zaczęła. 
- Mamy teraz cały ten dzień dla siebie. + musimy jeszcze wrócić do domu więc mamy jakieś 5 godzin mniej. - oboje wsiedliśmy do auta. 
Ruszyłem z miejsca ale od razu dostałem sms'a, więc nie wyjeżdżałem z chodnika, tylko najpierw go przeczytałem. Nigdy nie spodziewałem się takiego sms'a. W dodatku w takiej chwili. 
: Nie wiem czy to odpowiedni moment, i w dodatku sposób, ale twój menager powiedział, że ciebie nie ma, więc napiszę ci to w wiadomości. 
Justin? zostaniesz tatą .. - O BOŻE! to oczywiście Catrine. Matko boska co teraz? Może to tylko moja wyobraźnia? przetrę oczy a kiedy je otworze to wszystko się cofnie? Serce zaczęło bić mi jak oszalałe. Puściłem telefon w ręce Rose a swoje założyłem na głowę 
- Kurwa mać!!!! - Krzyknąłem na cały samochód. Dziewczyna nijak się nie odezwała, tylko próbowała wysiąść z auta. 
- Ty też przeciwko mnie?! Przecież wiesz, że tego nie chciałem. 
- Justin, ona mówi poważnie! co ty teraz zrobisz?! 
- I tak po prostu chcesz mnie z tym zostawić ?! Przecież się kochamy. Tak przy najmniej zrozumiałem przez twoje " ja ciebie też " kiedy wyznałem ci miłość! 
- Nie wiem co ja mam o tym myśleć. Cholera, co teraz?! - Była strasznie nie pewna. 
- Zamknij drzwi!- najpierw musiałem być spokojny że mnie teraz nie zostawi. Chwyciłem ją za szyję i zwróciłem jej twarz w stronę swojej. - Obiecaj mi, że pomożesz mi z tym. Ona może kłamać tylko dla reputacji! - patrzyłem jej prosto w oczy. 
- Justin ja.. - Była strasznie zmieszana. 
- Rose pomóż mi! - widziała jak do oczu cisną mi się łzy. Wiedziałem w głębi, że i tak by ze mną została. 
- Jak Justin? Muszę tutaj być, przecież tu mam mamę! nie mogę teraz wyjechać, a ty już musisz wracać! 
- Cholera. Mam pomysł. Rose? będzie bardzo ciężko, ale najlepiej będzie jak oddalimy się od siebie na jakiś czas.
- O czym ty mówisz? - jej głos wyraźnie się załamał. Pękałem w środku jak mięczak, ale raczej nie było innego wyjścia. 
- Zostaniesz tutaj, a ja wrócę do domu i poukładam sprawy z Catrine i karierą. Póki wszystko się nie uspokoi będziemy na siebie czekać. 
- Musimy Justin? - chwyciła mnie za rękę. 
- Kochanie... to jest chyba jedyne rozwiązanie. (piosenka w tle jeśli chcecie)
Ruszyliśmy pod jej dom. Siedziałem w tym aucie i omal co nie wybuchłem. Wiem, że Catrine to wszystko zmyśliła. Chce pieniędzy albo sławy. A oczywiście wszyscy jej uwierzą. Mama już pewnie chce mnie zabić. 
Wiedziałem, że to ostatnia przejażdżka z Rose. Przez długi czas nie będę jej widział. Przecież umrę. 
- Jesteśmy. - powiedziałem cicho widząc jak dziewczyna dalej siedzi wgapiona w jeden punkt przez szybę. Boże jak mi jej szkoda. 
Wysiadła bez słowa i ruszyliśmy w stronę drzwi. Serce biło mi jak oszalałe. Mimo to, czułem że umiera. 
- Obiecuję że przyjadę po ciebie jak wszystko się uspokoi. Rose, nie płacz księżniczko! 
- Justin, nie mogę! - rozpłakała się jeszcze bardziej. Szlag trafił że jak zawsze w takiej sytuacji zaczęło padać. W ogóle się tym nie przejąłem. Przytuliłem ją tak mocno jak w tej chwili mogłem. 
Pocałowałem ją bardzo namiętnie. Chcę na długo mieć przy sobie jej smak, nigdy się go nie pozbędę. Przytulałem ją do siebie i kołysałem powoli w boki, by nie płakała. Sam ledwo wytrzymywałem. 
- Justin, przysięgaj mi coś.. 
- Oczywiście.. - spojrzałem na nią pytająco. 
- Przysięgaj, że to nie jest twoje dziecko, i przysięgaj że przez jedno nieporozumienie, nie stracimy siebie nawzajem. - ledwo wyszeptała. 
- Przysięgam kochanie. - Ciągle staliśmy blisko siebie. To nic że zaczęło lać. Nawet gdyby była burza, chciałbym stać przy niej ciągle. 
- Justin? KLIK
- Ja ciebie bardziej - teraz po moim policzku spłynęła łza, taka pojedyncza i samotna, jak teraz ja. Odsunąłem się najpierw na krok w ogóle nie odwracając się od niej. Potem samotnie ruszyłem do auta. 
Dziewczyna stała zapłakana w progu. Wróciłem powoli do auta i mokry, przemarznięty odjechałem ze złamanym sercem. Czeka mnie samotna podróż do domu. 

*** oczami Rose *** 

W mojej głowie chyba nigdy nie było tyle uczuć i myśli. Martwię się o mamę. Co jeśli nie wyzdrowieje? Boję się czekać. Każda chwila bez niej i bez Justina przybliża mnie do śmierci. 
Co jeśli Justin na prawdę przez tą cholerną imprezę jest ojcem jej dziecka? Zostałam sama. Nie weszłam wtedy do domu. Siedziałam na drewnianym podeście i czekałam. Najlepiej na zbawienie, choć w tamtej chwili przydał się i tata.
- Nie pojechałaś z nim .. - nie spytał, tylko stwierdził. 
- To nie takie proste tato .. - wyznałam. 
- Nikt nie powiedział, że będzie tak prosto w życiu. No chodź - Założył mi swoją marynarkę na mokre ubrania i weszliśmy do kuchni 
- Zjesz coś? - spytał.
- Ona wyzdrowieje? wróci do domu szybko i będzie tak jak kiedyś ? - nie odpowiedziałam na pytanie taty, tylko od razu przeszłam do sedna. 
- Musimy być na tyle silni by tego doczekać. Na pewno będzie wszystko w porządku zobaczysz - podszedł i pocałował mnie w czoło. - A gdzie Justin? 
- Obiecał że wróci. I wróci, zobaczysz - powiedziałam załamanym głosem i poszłam do łazienki. 
Szybko się odświeżyłam wskakując pod prysznic. Całe moje życie do teraz stoi pod znakiem zapytania. 
Jeśli Justin na prawdę jest ojcem.. to już nic nie będzie tak jak dawniej, poza tym, że ma swoją karierę. Jeśli mama odejdzie, to nigdy tego nie przeżyję. Za mocno kocham te dwójkę, żeby tak po prostu udawać, że nic się nie stało. 
Tak jak już mówiłam.. wzięłam prysznic.. zmazałam do końca makijaż, i poszłam do pokoju. Na moim facebook'u nic dziwnego, ale szalało po prostu tornado. 
999+ zaproszeń do znajomych, 999+ wiadomości i 999+ powiadomień. Nie wszystkie wiadomości były koniecznie takie jak chciałam, ale nie to było ważne. Założyłam nowego Facebook'a by móc kontaktować się z ważniejszymi osobami. Nie teraz plotki i wyzwiska do mojej osoby mi w głowie. 
Pisałam wieczorem z Ash. Pójdę z nią gdzieś jutro. Trzeba wszystko odbudować, póki mam na to czas. Nie chodzę do szkoły i jest mi z tym dobrze. Nie mam zawodu jak każdy i nie będzie mnie na uroczystości zakończenia roku na którym miałam wystąpić, ale nie ważne. 
Cieszę się, że wszystko ( choć na razie nie do końca ) się układa, a raczej układało. Coś wątpię, że sobie poradzę z tym wszystkim. Godzina 24:34 a ja nie mam zamiaru pójść spać. 
Zbyt wiele się wydarzyło, bym mogła spokojnie zasnąć. Zadzwoniłabym do Justina, ale wiem, że nie może rozmawiać, bo prowadzi. Pewnie również ma zły humor, jak ja. Już za nim tęsknie, a nie dawno się pożegnaliśmy. 
Ja nie wiem jak wytrzymam z tym wszystkim przez kolejne dni. Pomocy :(

______________________________

Hejooo znów :D nie lubię się tu rozpisywać jak wiecie, no ale co mi tam!! Kto bogatemu zabroni hm? ( Żartuję, zawsze chciałam użyć tego tekstu ) 
dzięki so much, że czytacie i się nie nudzicie. Może dziwnie to wyszło, że kiedy się pogodzili, znów coś złego się wydarzyło, ale nie miejcie tego za złe Justinowi <3 oboje w tym siedzą♥ 
Teraz idę spać, a rano ( pewnie o 11 ) wpadnę zobaczyć co tam tutaj u Was. SIEMA!♥

7 komentarzy:

  1. jejku ale sie nameczylam aby kliknac dodaj komentarz ;c matko ciekawe co dalej :CCCCC

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie też się ciężko to klika. Nie mam pojęcia dlaczego. Wciskajcie kilka razy naraz aż strnka się będzie ładować. Wtedy da rade :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział ale niech się pogodzą :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O matkoooo nooo
    znowu Cat miesza
    mam nadzieje że zmyśla...ja wierze że zmyśliła
    Jose/ Rustin nie oni będą razem ...

    I love you
    Anana
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko <3 popłakałam się jak oni sie przytulali a potem on odjeżdżał i jeszcze ta muzyka w tle o matko *.* Uwielbiam twojego bloga

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny blog! Coraz lepsze rozdziały Mm.. kocham♥

    OdpowiedzUsuń