czwartek, 31 października 2013

Rozdział 23

Przytuliłem ją do siebie i tak o to zasnęliśmy jak małe dzieci.

____________________

Obudziłem się za pomocą budzika. Nastawiłem go na strasznie cichy, żeby nie obudzić przy okazji mojej księżniczki. Ubrałem się szybko i wyszedłem z pokoju.
Na dole zostawiłem kartkę " Scooter zadzwonił po mnie, więc pojechałem do niego na chwilę, zaczekaj na mnie " To oczywiście była ściema, żebym tylko mógł pojechać kupić prezent.
Nie do końca mogę zdradzić, co to za prezent. Nie chcę, żeby dowiedział się o nim ktoś inny niż najpierw Rose. Więc nic Wam nie zdradzę. Pojechałem do tego centrum co wtedy kiedy razem z Rose kupowaliśmy wstążki, i zadzwoniłem do Scooter'a.
: Hej Scooter! Jak wiesz, dziś są urodziny Rose ..
: Wiem Justin, wspominałeś jakieś 30 razy wczoraj i codziennie . - nie dał mi dokończyć.
: No nieważne. W każdym razie.. każdy jest już gotowy?
: tak, zaraz wszyscy będą.. - zapewnił i zakończyliśmy rozmowę.
Przygotowałem do końca dekoracje. Oczywiście wszystko odbywało się na tym dachu, co tak nam przypadł do gustu. Będzie zachwycona! Wszystko przyozdobiłem kwiatami.
Usłyszałem szelest odkrywanej powierzchni. Przestraszyłem się, że to już Rose. To na szczęście mama.
- już jestem. - wdrapała się do końca. - Co ty taki podenerwowany?
- Tak mi się ręce trzęsą, że mógłbym w barze drinki trzepać normalnie! boję się jak to wyjdzie. Mam motyle w brzuchu. Nie wszyscy jeszcze dotarli A niespodzianka już niedługo.
- Scooter, Kenny, Mama Jan zaraz będą, Rodzice Rose już dojeżdżają, jej przyjaciółka również. Tata i ja już jesteśmy . - akurat wtedy dołączył do nas tata.
- No Justin, ale odwaliłeś! - od razu zaczął.
- Ale zapomniał o jednym! - wtrąciła jeszcze mama.
- O czym ?! - Na marne się przestraszyłem, kiedy spojrzałem, że mama wyciąga wstążki. Zawsze musi wszystko robić dokładnie.
- Wstążki! myślisz że po co były mi te wstążki? - uśmiechnęła się i zaczęła je rozwieszać.
- O żesz w mordkę! ile dałbym żeby być na jej miejscu dzisiaj! - tata aż poklepał mnie w ramię.
- CAŁE SZCZĘŚCIE ŻE JESTEŚ FACETEM TATO - zażartowałem. KLIK
Widziałem, że na górę wdrapują się rodzice dziewczyny, razem z jej przyjaciółką.
- Dzień Dobry! - podszedłem zrobić dobre wrażenie, i przy okazji pomóc im wejść. Co za cholerne wejście. - To moi rodzice,  Pattie no i Jeremy.
Żeby nie było od razu ich  przedstawiłem. Muszę zrobić na nich jak największe wrażenie. Tym bardziej, że nie do końca za  mną przepadali.
Rodzice poznali się i od razu polecieli w gadkę, a ja podszedłem do Ashley. Trochę się zmieniła. Zaczęła się inaczej ubierać, albo tylko mi się zdaje.
- Cześć Ash! - przytuliłem ją.
- Cześć Justin, Boże, ale żeśmy się nie widzieli. Błagam, powiedz co u Rose. Pewnie myśli, że jestem na nią zła. Tak tęskniłam!
- Próbowała do ciebie dzwonić, ale nie odbierałaś, a potem nie było zbytnio czasu żeby przyjechać. Mogę cię przeprosić za nią?
- hah, nic nie szkodzi, byłam przy niej cały czas. Nawet nie wiecie ile o was jest w internecie. Pełno zdjęć!
- hahaha, tak wiem. Ludzie myślą, że nie widać ich, kiedy chowają się w krzakach. Ostatnio mieliśmy wiele problemów, ale o tym, to już pewnie sama ci opowie - uśmiechnąłem się.
- No a ... kiedy będzie? - rozglądała się po bokach.
- Zaraz przyjedzie mój menager i inni, a potem dopiero po nią zadzwonimy. Nic nie wie, chociaż pewnie się spodziewa. Wie, że nigdy w życiu nie zapomniałbym o jej urodzinach.
Miło rozmawiało się z Ashley, ale doszli do nas Kenny Scooter i mama Jan. Nawet nie zauważyłem, że przyszedł za nimi Ryan. Wiem, że Rose nie lubi hucznych urodzin, ale wiem też, że bardzo tęskniła za rodziną i przyjaciółką.
Zaprosiłem kilka znajomych z imprezy u Usher'a i mniej sławne osoby. Żeby nie było nudno, a na koniec zostaniemy sami.
- Jestem cholera!!!! - Pierwszy wskoczył Ryan KLIK
- Super cholera!! - odpowiedziałem takim samym akcentem. Nie wiedziałem, że on też przyjedzie. W sumie, to nawet bardzo dobrze. Z nim jest jeszcze zabawniej. Ten człowiek wszystko rozkręci!
Kenny jak zawsze nie mógł się wdrapać, więc pełen uśmiechu jakoś mu pomogłem. Do prawdy.. nie mogli wymyśleć innego wejścia?!
Ludzie powoli się zbierali. Znów podszedłem do dalej rozmawiających rodziców.
- Jak się państwu podoba? - zacząłem.
- Bardzo tu ładnie. Nic dziwnego, że Rose się tu podoba. - odpowiedziała jej mama.
- A wiesz co jest jeszcze ładniejsze? - wtrąciła tym razem moja. - połamane gałęzie drzew na podwórku państwa Wilson. ( nazwisko Rose jak by ktoś nie wiedział :D )
- Emm.. Bo ja no ten .. - Zrobiłem się czerwony i zacząłem się tylko głupio uśmiechać. Na co cała czwórka zaśmiała się. Właśnie wtedy przypominało mi się, jak wchodziłem do Rose po drzewie, a potem oboje z niego schodziliśmy.
Nim się odwróciłem spojrzałem na mamę Jan. Trzymała na rękach Jaxon'a a Jazmyn ponoć już gdzieś latała z siostrą Rose. Matko! nawet nie zdążyłem się z nimi zobaczyć! Podszedłem do Jaxon'a i koniecznie wziąłem go na ręce.
- Jak tam Mały?
- Po co tu jesteśmy? - zmienił temat.
- Dziś są urodziny mojej Pani, wiesz? i to będzie wszystko niespodzianka. - tłumaczyłem, choć nie wiem, czy w ogóle zrozumiał.
- Puść, biegnę do Jazmyn - Jako żę chciał już zejść, swobodnie go puściłem. Cholera, ręce mi się pocą, brzuch rozpierdziela od motylów, wszyscy gotowi. Czas na Rose.
- DZWONIĘ PO MOJĄ PANIĄ!!!! - krzyknąłem a wszyscy zaśmiali się i umilkli. Postanowiłem wziąć na głośnomówiący.
:Cześć kochanie! - zacząłem.
:Cześć, gdzie jesteś?
:pojechałem do tego centrum co wtedy po te wstążki, i znów nie dam rady wyjść. Weź kogoś i przyjedź po mnie błagam. Zadzwoń do Chaz'a. Na pewno jest niedaleko.
:Dobrze, już dzwonię, do zobaczenia, pa - rozłączyła się.
Teraz wystarczy w mgnieniu oka zadzwonić do szybciej poinformowanego przyjaciela.
:Chaz stary, Rose już dzwoni, weź ją i przyjedź pod centrum. Wejdźcie na dach, wszystko już gotowe! - nie czekałem na odpowiedź w słuchawce, tylko się rozłączyłem. Fala ciepła przeszła przez moje ciało.
Czuję, jak moja koszulka jest aż mokra z tych nerwów. Niby to tylko urodziny, ale nie ważne które i gdzie. Ważne kogo.
Wszyscy schowali się w umówione przedtem miejsce, czyli za ogromnymi kominami. Stałem na środku sam jak pajac, oczekując mojej jedynej.
- Justin, nogawka! - mama szepnęła, na co wszyscy zarechotali.
- ĆŚII! - wiedziałem, że wszyscy bacznie mnie obserwują, i czułem się trochę głupio, kiedy Rose nie było i nie było.
Ale usłyszałem szmer. Czułem że powoli wspina się po tej drabince. Bicie serca prawie przekroczyło normę. Było tam cicho, więc spokojnie słyszałem w mózgu jego uderzenia.
Weszła. Wychyliła najpierw tylko głowę. KLIK Poprosiłem, żeby to ktoś nagrywał. Chcę pamiątkę.
- Fanów w cale tu nie ma - wzruszyła ramionami.
- Chodź! - uśmiechnąłem się, na co dziewczyna weszła na dach do końca.
- Justinnnn.... - powiedziała ledwo przełykając ślinę. Kiedy zauważyła Dekorację kompletnie zaniemówiła. Miejsce było magiczne. Już jak zwykle zachodził zmrok, więc wszystko wyglądało na prawdę idealnie. Lampy i ozdoby, a później kolacja.
Pociągnąłem ją za rękę na środek. Chaz wychylił tylko głowę i rękę, i zaczął nagrywać. Dziwne było, ze jeszcze nikt z gości nie przewrócił niczego, nie walnął się, a dzieci siedziały spokojnie. Już sobie wyobrażam, jak wszyscy byli ściśnięci, kiedy były tylko 3 kominy.
- Rose. Nigdy nie zapomniałbym o tych urodzinach. Jesteś dla mnie cholera tak ważna! nie wyobrażam sobie nic bez ciebie! - czułem że dziewczyna robi się czerwona. Patrzała prosto w moje oczy. Staliśmy bardzo blisko siebie. Przy każdym słowie wypowiedzianym w jej stronę
zakochiwałem się w niej od nowa, jeszcze bardziej. Cudownie ją mieć przy sobie.
- Mam coś jeszcze. To nie jest wszystko. To się dopiero zaczyna! - JUŻ!!! - krzyknąłem na znak tego, żeby wszyscy się pokazali.
- NIESPODZIANKAA! - co prawda nie wyszło to zbyt równo. Jedni zaczęli szybciej drudzy trochę później ale nie to się liczy.
- O Jezusie!!! - zaniemówiła z wrażenia KLIK
Wszyscy zaczęli podchodzić. Najpierw oczywiście jej rodzice.
- Kochanie, nie tak dawno byłaś tak mała. Biegałaś pod stołami nawet nie uginając nóg! nie dawno miałaś swoje 9 urodziny. Śpiewałaś i tańczyłaś, biegałaś po domu. Dziś jesteś dorosła! kończysz juz 18 lat kochanie! - jej mama oczywiście również zaczęła płakać.
Stałem za nią i wszystkiemu się przyglądałem. Wszyscy byli głośno a w tle puściliśmy piosenki. Tym razem nie moje.
- Dziękuję Wam. Kocham was mocno! - rozpłakała się przytulając obojga. Teraz czas na moich rodziców.
- Nie znamy cię tak długo jak na przykład Justin, ale od początku wiedzieliśmy, że jesteś idealną dziewczyną dla naszego syna. Jesteście stworzeni dla siebie od początku do końca!! Wszystkiego najlepszego Rose!
Moi rodzice odeszli, a to był znak najlepszego. Czas na Ashley. Każdy odsunął się robiąc korytarzyk dla dziewczyny. Każdy zamilkł, a Ash podeszła bliżej.
Nie powiedziały nic do siebie, tylko zwyczajnie przytuliły się dopiero po minucie patrzenia na siebie, jak by widziały się pierwszy raz na oczy.


*** Oczami Rose ***

Boże, Justin idealnie wiedział co przygotować na moje urodziny. Nie wiem jak się odwdzięczę za to, że sprowadził na nie tak wiele osób. To w końcu moje 18-ste urodziny. Byłam prze szczęśliwa.
Byli wszyscy których pragnęłam zobaczyć. A zwłaszcza rodzinę i Ash.
- Tak długo się nie widziałyśmy! - ledwo ocierałam łzy ze szczęścia wypuszczając ją z objęć.
- Porobiło się co? Kto by pomyślał, że ty i Justin będziecie razem szczęśliwi?
- Obłęd - uśmiechnęłam się, i dałam odejść dziewczynie na bok. Chyba każdy miał dla mnie jakiś prezent, ale Justin powiedział, że to dopiero w domu. Już się boję.
Podchodzili do mnie wszyscy po kolei. Składali mi życzenia, a mnie za każdym razem chciało się płakać. Niech to wszystko się nigdy nie kończy. NIGDY!
Wszyscy zebrali się w kółko widząc że Justin chce mi coś powiedzieć. Było tam bardzo dużo osób, które widziałam tylko na imprezie przez kilka sekund, ale dobrze że również byli.
- Rose. Ja muszę dać ci prezent już tu, choć w domu jest drugi. Podejdź - uśmiechnął się wyciągając coś z kieszeni.
- Kocham Cię Rose. Nie wiem jak to się stało, że dopiero teraz ci to wyznaję, ale mam nadzieję, że to odpowiednia chwila. Kocham Cię! - powtórzył i podał mi pudełeczko. Domyślałam się co jest w środku. Nie, Justin nie spytał mnie o rękę. To był po prostu prezent. Jak widać bardzo drogocenny. Prawdziwy pierścionek z małym zwisającym serduszkiem. Kochałam takie ozdóbki.KLIK
- Justin, Ja ciebie też, dziękuję !! - Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo Justin natychmiast mnie pocałował. Wszyscy dookoła zaczęli klaskać. Czułam się jak księżniczka. Tak, byłam chyba niebie. To najcudowniejszy dzień życia jak na razie. Motyle wręcz szalały. Po raz pierwszy powiedział słowa " Kocham Cię " To tak wspaniałe uczucie. Myślałam, że nigdy tego nie zaznam.
Zaczęliśmy tańczyć do jakiejś wolnej piosenki. Ogarnęłam mniej więcej swoją twarz. Każdy wyglądał tak odświętnie. Nawet Kenny! A ja? Byłam ubrana tak jak zwykle. Jeansy gruba bluza zamiast kurtki. Myślałam, że przyjadę tylko na chwilę.
Wszyscy siedzieli z nami tylko godzinę. Rodzice pojechali do domu zabierając przy tym Ash. Cała ekipa z Bieber Teamu również pojechała do domów, A znajomi z imprezy po prostu gdzieś się zapodziali.
Byłam padnięta całą zabawą, ale najlepsze było jeszcze przede mną.

_________________________________

Okej, jest ponad 3ooo wyświetleń, 31 osób czyta mojego bloga!!!! A tak mało komentarzy :( Anonimowe czy nie i tak cieszą mój ryj! :D także 8/9 komentarzy i mogę wstawiać dalej. :* biorę się za pisanie, i do dziś albo jutra. WESOŁEGO HALLOWEEN <3 KLIK
Jak się nudzicie to łapcie aska ( reklama zawsze spoko ) KLIK

14 komentarzy: