piątek, 25 października 2013

rozdział 18

Przechodni stawali przy nim, nie wiedząc nawet, że to auto samego Justina Bieber'a! 

____________________________________

- Gotowa? - mówił, jakbyśmy mieli iść na wojnę. Na prawdę - właśnie tak to brzmiało. 
- jakiś armagedon się szykuje Justin? - zaśmiałam się, ale on był całkowicie poważny. Chwycił mnie mocno za dłoń, i zaczął biec. Nie miałam innego wyjścia, niż biec za nim. 
Kiedy pytałam czemu biegniemy, w ogóle nie odpowiadał. Jakby ktoś nas gonił. Wszędzie było pusto. Raczej wątpię, żeby zaraz ktoś nas dopadł. Poza tym, Justin ma szeroką bluzę
więc raczej zakrył by swoją twarz. Ciągle biegliśmy. Tuż przed drzwiami głównymi do centrum chłopak dopiero się zatrzymał. 
- Zaraz oni tu będą! - ciągle się spieszyliśmy. 
- Justin do cholery. Kto ?! 
- Paparazzi, a kto? - zatrzymał się wtedy na chwilkę.
- Szybciej jak spacerowaliśmy tu po tym jak wpadliśmy do basenu, jakoś nikt nam nie przeszkadzał. Oprócz kilku fanek. Czemu więc teraz się o to boisz?
- Bo ja to wiem. Jestem w tym od 5 lat. Dokładnie wiem i czuję, kiedy będą za mną łazić, a kiedy dadzą mi spokój. Chodźmy szybciej. 
Zrobiłam tak jak chciał. Posłusznie chodziłam za nim. Nie miałam wyjścia ... ciągle mnie za sobą ciągnął. Nie mogłam nawet przyjrzeć się żadnej wystawie. 
Weszliśmy wreszcie do tego sklepu. Sama nie wiem co chciała ciocia. Sklep na ogół ogromny jak cholera! teraz już wiem, Ciocia chciała pełno wstążek. Po co jej wstążki? 
W każdym razie, był to sklep z jakimiś ozdóbkami. Poszłam przeglądać regały. Nic, tylko szklanki, świeczki, piórniki i wszystkie inne duperele oczywiście z Justinem. Dlaczego mnie to nie dziwi? 
Uśmiechnęłam się sama do siebie widząc z nim te wszystkie gadżety, o którym sam pewnie nie ma pojęcia. Czego to sława nie robi. 
Widziałam ukradkiem, że Justin jest gotowy do wyjścia. W ręku trzymał małą siateczkę i kierował się do drzwi. Znów poszłam za nim. 
- No nie. Wiedziałem Cholera! - Był strasznie wściekły, kiedy tuż przed drzwiami panował kompletny chaos. Zebrało się tak wiele ludzi, że raczej wątpię, żebyśmy mogli spokojnie wyjść z tego sklepu. 
- Co teraz Justin?- schowałam się lekko za jego ciałem. Staliśmy jakoś w rogu sklepu. Sprzedawca powiedział, że jest jeszcze jedno wyjście, ale dachem. 
Co mieliśmy do stracenia?. Justin zadzwonił w razie czego po Kenny'ego. Powiedział że już jedzie. Hah, Ciekawe jak tu się przedostanie?
Sprzedawca zaprowadził nas do jakiegoś pokoiku. Była tam metalowa drabina. Justin szedł pierwszy do góry. Czułam jak drabina trzęsie się, kiedy Justin próbował podnieść nawierzchnię. To na pewno było wyjście na dwór. 
Fakt. Chwilę potem znaleźliśmy się na ogromnym dachu centrum handlowym. Nawet nie wiecie jak tam było pięknie! Było trochę pusto, ale ta pustka idealnie pasowała do całego wystroju. 
Dach jak dach. Były tam tylko jakieś kominy, i okienka, przez które i tak nie wiele było widać. Miejsce jak z filmu. 
- On zabiera ją tutaj, i zaczynają tańczyć. Wtedy są sami. On jej się oświadcza .. i  są razem na wieki - nie sądzisz Justin? - wyrwałam ten wątek, jakby znikąd. 
- Tak. - powiedział cicho. Też był zainspirowany tym miejscem. 
Niezręczną chwilę przerwał wdrapujący się do nas Kenny. Ledwo przecisnął się przez wąskie wejście na dach. 
- Kenny, jak stąd zejść? - Justin zasiadł gdzieś na murku. Ja tym czasem dalej podziwiałam to miejsce. Niby dach, a jaki ładny! ja nie wierzę!
- Nie wiem stary. Ale jedno wiem. Całe centrum jest zawalone ludźmi. Jakbyś miał tu grać koncert! tyle że za darmo. 
- Cholera.. - Justin chwycił się za głowę spuszczając ją w dół. 
- Wiem! - W pewnej chwili odezwał się Ochroniarz. - Musimy zadzwonić po policję.
- Ale ja chcę tylko wrócić stąd do domu! 
- Nie mamy wyjścia! - napierał Kenny. 
- On ma rację, jak inaczej chcesz stąd wyjść? przez sklep się raczej nie uda. Chyba że chcesz wyjść stąd w kilkunastu kawałkach - wtrąciłam. 
Tak więc udało nam się namówić Justina na policję. Trochę dziwnie brzmią te słowa, ale cóż poradzić. 
Na tym dachu, z Kenny'm i Justinem czułem się jak rozbitek. Tyle, że z fanami, którzy otaczali całe centrum byli zbyt głośno, i nawet nie dało się myśleć. 
Człowiek nawet spokojnie nie może wyjść do centrum. Ten to ma życie. 
- No nie ładnie. - za jakieś 10 minut po telefonie Ochroniarza, na miejscu zjawił się tata Justina. 
- Tato? Co ty tu robisz? - Justin wstał żeby od razu się przywitać. Stałam w tym czasie nie zręcznie, czekając tylko, aż Justin łaskawie mnie przedstawi. 
Ale ten w ogóle nie miał zamiaru. Rozmawiał ze swoim ojcem, jakby nie widzieli się kilka lat. Choć tak na prawdę widzieli się 2 tygodnie temu. 
- Emm.. - odchrząknęłam stojąc w bezruchu.
- O przepraszam! - uśmiechnął się w moją stronę pociągając mnie do siebie. Objął ramieniem i w końcu przedstawił. 
- Tato? To jest moja dziewczyna. Rose. PRAWDA ŻE ŚLICZNA? - koniecznie wtrącił na co od razu się zaśmiałam. Czułam, jak moje policzki przybierając rumieńców. 
- O synu! - Mężczyzna spojrzał najpierw na Justina a potem na mnie -  Miło mi Cię poznać. - Pan Jeremy uśmiechnął się i podał mi rękę. Zrobiło mi się niezręcznie.
Nie mam problemu z poznawaniem ludzi, ale tego faceta zwykła byłam widzieć tylko w telewizji, lub w kolorowych pismach. Keny'ego, Ciocię i resztę również. A zwłaszcza Usher'a... Usher!!!!!!
- Justin! - spojrzałam nerwowo na zegarek.
- Cholera!!! impreza!!! - oby dwóm nam przypomniało się zdecydowanie zbyt późno. Co nie znaczy, że byliśmy spóźnieni. 
Wszyscy we czwórkę zeszliśmy z tego dachu. Przy najmniej tam mieliśmy schronienie. Pytacie po co weszliśmy na dach zamiast zostać zamknięci w sklepie? 
Otóż : Gdybyśmy siedzieli w tym sklepie, fanki nigdy w świecie nie odeszły by od drzwi tylko robiły zdjęcia. A tak .. nie było nas na widoku - nie miały co robić i po części rozchodziły się do domu. 
Gruby ochroniarz przykrył najpierw Justina całym ciałem i wybiegli w tłum. Fanki tak bardzo szalały! Ledwo się przecisnęli. Teraz pora na nas. 
Jeremy Chwycił mnie pod rękę i również zaginęliśmy w tłumie. Nie wiem kiedy to się stało, ale już byliśmy na dworze. Zaczęliśmy biec aż w końcu dziwnym trafem z wielką pomocą policji znaleźliśmy się z powrotem w aucie Justina. 
- Co to było - odetchnął zmęczony ochroniarz. Ja i Justin usiedliśmy z przodu. Zaś Pan Bieber i Kenny z tyłu. 
- Justin, ile zostało? - pospieszałam.
- Jakieś 15 do wyjazdu stąd. Scooter pewnie już czeka. 
- Czemu sam nie poprowadzisz do Vancouver? - nie rozumiałam do końca.
- A jak wrócimy? Wiadomo, że oboje będziemy pili. - Zdziwiłam się, że powiedział to tak wprost przy swoim tacie. 
- No tak .. - zrobiło mi się niezręcznie. Nie chciałam, żeby przy pierwszym wrażeniu Pan Jeremy miał mnie za jakąś pijaczkę. 
- Kurwa, jak on jedzie ?! - W jednej chwili Justin wykrzyknął za cały samochód. To teraz będzie miał przechlapane. 
- Synu.. - pan Bieber Tylko zwrócił mu uwagę. Myślałam, że zaraz rozpęta się piekło dla tego chłopaka. Zauważyłam jedną rzecz. Justin przy swoim ojcu robi co chce. 
Może przeklinać mówić spokojnie o alkoholu pędzić autem jak szalony i pewnie jeszcze palić. A przy cioci, nie mógł by pewnie nawet zażartować o piciu. 
fakt - trzeba mieć dystans. Minęła dosłownie chwila, kiedy Justin już parkował przy domu. Wysiadłam jako pierwsza, bo jak wiadomo, już było mi nie dobrze. 
Wszyscy jak zwykle się śmiali. Obiecuję, że kiedy już na prawdę zwymiotuję, skieruję się prosto na nich. Zobaczymy komu będzie do śmiechu.
Dosłownie z Justinem zbiegliśmy do domu, i od razu pobiegliśmy do pokoju. Justin tylko zaniósł te wstążki cioci i dołączył do mnie. 
- Co my teraz ubierzemy?! - pospieszałam. Nic przecież nie mieliśmy wyszukane ani kupione. Jednak po 10 minutach byliśmy w pełni gotowi. 
Justin wyszykował się w TO, a ja ubrałam TO. Ja jako dziewczyna, wiadomo, że ubiorę więcej dodatków. Taki już chyba dziewczęcy zwyczaj.
Sama nie wiem skąd wzięłam te ciuchy. To chyba kolejny pomysł cioci, żeby napełnić Justina garderobę ciuchami także damskimi. 
- Gotowi? - do pokoju wszedł Niecierpliwy Menager. 
- Już już! - Justin popsikał się perfum. Chociaż ciężko nazwać to popsikaniem. Raczej wylał na siebie pół buteleczki. Rzucił mi jakiś perfum i zrobiłam to samo. 
Oczywiście zużyłam go o wiele mniej. Wolę pachnieć niż kąpać się w zapachu. Za podwójnym pośpiechem Scooter'a dopiero wyszliśmy z pokoju. 
Pożegnałam się z Ciocią, dziećmi i gotowa wyszłam już na dwór. Widziałam paparazzi. Nie chciałam udawać że ich nie widzę, więc zwyczajnie im pokiwałam i uśmiechałam się, żeby widzieli, że Justin i ja jesteśmy
na prawdę szczęśliwi. Jako że Justin w progu musiał się jeszcze potknąć, to również mieliśmy powód do śmiechu. Spadł mu but, ale to mniejsza. Wziął go do ręki i wbiegł do auta, żeby nie spowolnić. 
Oboje usiedliśmy z tyłu, żeby było Fair. No i w drogę... :)

__________________________

patrzcie jaka mnie miła niespodzianka trafiła jak tylko weszłam na bloga! 
1994 ♥.♥ Dziękuję że czytacie. 

6 komentarzy:

  1. BOSKIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne. ♥ Czekam na następne. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG
    omomomom uwielbiam tego bloga *.*
    ni no ja umieram on jest taki zarąbistyże ja pierdziele nie wierze :***/
    jestem spragniona nexta :****/

    kocham cię kocham kocham kocham kochan kocham kocham kocham kocham kocjam cciiię :*****

    i love you
    so much
    Anana
    xoxo

    OdpowiedzUsuń